środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

Nie musiałam długo czekać. Zaledwie piętnaście minut później do mojego pokoju wbiegł zdyszany Zayn, a za nim oszołomiona pielęgniarka.
- Proszę pana to jest szpital! Proszę się zachowywać! – oznajmiła oburzona. On całkowicie ją zignorował i od razu podbiegł do mojego łóżka. W jego oczach było widać strach. Och Zayn. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Nic ci nie jest? Mogę cię przytulić? –zapytał z troską, a ja tylko skinęłam głową, a po chwili znalazłam się już w jego ramionach. Pielęgniarka widząc to słusznie wycofała się z powrotem na korytarz. Moja tama puściła. Zaczęłam głośno szlochać, obejmując go mocno za szyję. Powróciły wszystkie wspominania z wczorajszego dnia i nocy.
- Już dobrze, Sara. – starał się mnie uspokoić głaskając moje plecy, ale ja nie potrafiłam przestać płakać. Do mojej głowy wkradły się okropne słowa Jace’a. „Jesteś zwykłą dziwką słyszysz!”, a później ten wypadek, okropny sen. Och, Zayn jak dobrze, że jesteś.
- Cii, nie płacz już. – mówił delikatnie kołysząc mnie w swoich objęciach. Nie mam pojęcia jak długo płakałam, ale w końcu udało mi się trochę opanować swoje łzy.
- Cieszę się, że jesteś. –powiedziałam to niemal szeptem, jąkając się przy tym. Pociągnęłam niedbale nosem i puściłam jego szyję. Siedział na skraju mojego łóżka, dlatego przesunęłam się lekko, aby zrobić mu więcej miejsca, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi, tylko cały czas z niepokojem wpatrywał się w moją twarz.
- Nie patrz tak na mnie. – oznajmiłam, kiedy stało się to dla mnie niekomfortowe, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, że mam okaleczony policzek.
- Kiedy to się stało? –zapytał spokojnie.
- Co?
- Wypadek.
- Dzisiaj w nocy. –oznajmiłam niechętnie wpatrując się w niebieską pościel.
- Co robiłaś w nocy na mieście? –przełknęłam ślinę. Milczałam.
- To od wypadku? –zapytał dotykając delikatnie palcami mojego policzka. Zacisnęłam oczy, gdyż każde, nawet lekkie dotknięcie sprawiało mi ból. Zayn widząc to cofnął swoją rękę. Nie potrafiłam mu powiedzieć, ale wiedziałam, że prędzej czy później i tak się dowie. Nadal milczałam, mając nadzieję, że da mi spokój.
- Sara, powiedz mi. –co miałam mu powiedzieć? To, że mój chłopak mnie wczoraj zlał? Po moim policzku spłynęła łza. Nadal miałam spuszczony wzrok, tym razem na swoje ułożone na kołdrze ręce. Czułam, że on już to wie, albo przynajmniej się domyśla. Nie chciałam znowu płakać, ale nie mogłam powstrzymać łez.
- Zabije gnoja! –krzyknął i wstał gwałtownie prawie przewracając krzesło, które stało obok. Podszedł do okna i złapał się za głowę, po czym już nieco spokojniejszy usiadł z powrotem na moim łóżku.
- To był pierwszy raz?- zapytał spokojnie, a ja spojrzałam na niego zapłakanymi oczyma.
- Nie. –odpowiedziałam tak cicho, że nawet nie wiem czy mnie usłyszał.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego? Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Przepraszam. –wyszeptałam i znów się rozpłakałam chowając twarz w dłoniach.
To wszystko było dla mnie trudne, ale zmogłam się w sobie i opowiedziałam wszystko Zayn’owi. Pomyślałam, że tak będzie lepiej, że może będzie mi lżej, jednak nie czułam jakiejś specjalnej ulgi. Nie wiedziałam co teraz będzie, gdzie się podzieję. Wiedziałam, że Zayn będzie nalegał, abym zatrzymała się u niego, ale nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Może powinnam gdzieś na trochę wyjechać?
Po południu rudowłosa lekarka przyniosła moje wyniki. Nie było nic niepokojącego, poza kilkoma stłuczeniami i siniakami, więc od razu mogłam zgłosić się po wypis i tak zrobiłam, gdyż nie miałam najmniejszej ochoty zostać tam ani chwili dłużej. Zayn wziął moją torbę, znaczy torbę Jace’a i wyszliśmy razem ze szpitala.
- Hej! Ymm, ty w białym podkoszulku! –usłyszałam czyjeś głośne wołanie, a, że miałam biały podkoszulek odwróciłam głowę. Zobaczyłam blondyna, biegł w moją stronę. Wołał mnie? – Zaczekaj! –zatrzymałam się, a Zayn razem ze mną.
- Przepraszam, nie wiem jak masz na imię. –oznajmił zdyszany, kiedy nas dogonił, a ja zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam czego ode mnie chciał. Dałam znak Zayn’owi, aby poszedł do auta, a on niechętnie się od nas oddalił.
- Czego chcesz? –zapytałam oschle.
- Wypuścili cię już?
- A co miałeś nadzieję, że przywiążą mnie do łóżka, żebym czasem nie wyskoczyła przez okno?
- Przepraszam cię, ale z mojej perspektywy naprawdę to tak wyglądało. –prychnęłam.
- Fajnie, że zrobiłeś ze mnie wariatkę.
- Dobra odkręcę to. – oznajmił wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczyma, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach. – Chciałem ci podziękować, że nie zeznałaś, że jechałem z trochę za duża prędkością.
- Trochę? W sumie to chyba żałuję, że tego nie powiedziałam. Należałoby się takiemu idiocie jak ty. – co? Powiedziałam to? Oczy blondyna rozszerzyły się. Nie spodziewał się tego. Sama nie wiem czemu byłam dla niego taka niemiła. Przecież on nic nie zrobił. To ja wparowałam mu pod koła, co prawda przez przypadek, ale w sumie mogło to wyglądać, jakbym zrobiła to celowo. Zawiózł mnie do szpitala, siedział przy mnie, a teraz dziękuje mi, ze skłamałam policji. Hmm chyba nie zasługiwał na obelgę.
- Cholera przepraszam cię. Nie chciałam tego powiedzieć. Nie jestem po prostu w najlepszym nastroju. – oznajmiłam już nieco bardziej delikatnie, a on się lekko uśmiechnął.
- W porządku. Nie przedstawiłem się. Niall. –powiedział ciepło podając mi dłoń.
- Sara. –uścisnęłam ją bardzo lekko i niepewnie.
- Wiem, że spotkaliśmy się w dość nie fajnych okolicznościach, ale może moglibyśmy to jakoś naprawić. Co byś powiedziała na kawę? – zapytał, a moje brwi wyskoczyły do góry. Tego się kompletnie nie spodziewałam.
- Emm..- tylko taki dźwięk udało mi się z siebie wydusić.
- Nie. Dobra, głupi pomysł. – oznajmił ewidentnie zakłopotany, a ja spuściłam wzrok.- Będę leciał. Przepraszam za wszystko i dziękuję. –uśmiechnął się, poczym odwrócił się i skierował  na parking. Odprowadziłam go wzrokiem do póki nie zniknął mi z oczu i sama udałam się z powrotem do Zayn’a. Czekał zniecierpliwiony w samochodzie. Wsiadłam nie odzywając się ani słowem i zapięłam pas. Czułam jego wzrok na sobie.
- Kto to był? –odezwał się.
- Ym, nieważne.
- Nieważne?
- Zayn proszę cię daj mi spokój, jestem zmęczona, więc nie zasypuj mnie niepotrzebnymi pytaniami. –oznajmiłam.
Nic nie odpowiedział, tylko zapalił samochód i ruszyliśmy. Rozglądam się wokół szukając blondyna. Niall’a. Tak miał na imię. Kawa? Nie piję kawy. Po co chciał się spotkać. Może na mnie leci? Boże, co za idiotyczna myśl. Poprzewracało mi się w głowie od tego wszystkiego. Ach, nieważne. Naprawdę byłam zmęczona. Za dużo wszystkiego. Za dużo emocji, przede wszystkim negatywnych. Dlaczego mnie to spotyka? Cholerne życie. Nic mi się nie układa. Nie mam za grosz szczęścia do facetów. Od dziecka. Jak dziś pamiętam jaka byłam zauroczona w takim jednym, co prawda w podstawówce, ale to też się liczy. Dawałam mu spisywać zadania, pomagałam z matmy. A on co? Co roku walentynka do Samanty. Ugh, to musiał być znak, że czeka mnie pech. A tak wracając do rzeczywistości. Co teraz będzie? O mój Boże, to wszystko było bardziej skomplikowane niż myślałam. Nagle samochód się zatrzymał.
- Jesteśmy.
- Mam zatrzymać się u ciebie? –zapytałam, rozpoznając blok Zayn’a.
- Tylko mi nie mów, że chcesz wrócić do tego gnoja.
- Nie. –odpowiedziałam stanowczo.
Wysiedliśmy z samochodu, chłopak zabrał torbę i weszliśmy do windy, po czym wyjechaliśmy na 8 piętro. Milczeliśmy cały czas. Nie miałam zamiaru się odezwać. Niby co miałbym powiedzieć. Tak naprawdę to potrzebowałabym trochę samotności, ale cóż.
- Czuj się jak u siebie. –oznajmił Zayn, przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam do środka i skierowałam się do kanapy. Usiadłam i schowałam twarz w rękach, które oparłam na kolanach.
- Sara, ja jednego nie rozumiem. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Nie ufasz mi?
- Zayn myślałam..
- No właśnie, czy ty w ogóle myślałaś? –przerwał mi.- Na co ty czekałaś? Aż stłucze cię do nieprzytomności?! Ale ty i tak byś mu wybaczyła, bo przecież masz takie dobre serce. –  mówił to prawie krzycząc. Dość, nie miałam zamiaru tego słuchać, potrzebowałam w nim oparcia, a nie tego, aby mówił mi co zrobiłam źle. Wstałam z kanapy i jak burza przeszłam obok Zayn’a kierując się do drzwi. Chciał złapać mnie za rękę, ale nie udało mu się. Wybiegłam pędem z budynku, a kiedy byłam już na zewnątrz oparłam się o ścianę, po czym znów zaczęłam płakać. Nie miałam już na to siły, ale łzy same leciały. Otworzyłam torebkę i wygrzebałam, z niej paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego, włożyłam do ust i zaczęłam szukać zapalniczki. Na marne. Nie zabrałam jej z domu. Miałam taką cholerną ochotę zapalić.
- Ognia? –usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się wyciągając papierosa z ust.
_________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
 Hej, przapraszam, że tak późno, ale cóż tak wyszło. Tak w ogóle to WESOŁYCH ŚWIĄT ♥ Mam nadzieję, że rodział się spodobał. Prosze o opinie, bo to naprawdę dla mnie bardzo ważne i motywujące. 

Dopiska swojego tt do komentarza lub dodanie się do obserwatorów=jesteście informowani :)
Ciąg dalszy nastąpi niedługo xd

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 3

Proszę, błagam niech da mi spokój. Błagam. Po moich policzkach spływały łzy. Tak bardzo się bałam. Zbliżył się do mnie i dzieliła nas bardzo niewielka odległość.
- Myślałaś, że mi uciekniesz suko?! – krzyknął do mnie. Proszę, błagam, niech da mi spokój. Jego rękę powędrowała na moje plecy. Owinął sobie moje włosy wokół dłoni i mocno za nie pociągnął. Musiałam na niego spojrzeć. Jego oczy płonęły gniewem, a usta były zaciśnięte w cienką linię.
- Jesteś tak głupia, że aż mi cię żal. –w jego głosie było słychać pogardę. Puścił moje włosy i złapał mnie za ramiona, po czym z całej siły popchnął na ścianę. Uderzenie było tak mocne, że odbiłam się od ściany i zsunęłam się na ziemię. Stanął nade mną i zaczął się głośno śmiać. Jego śmiech był przerażający. Po chwili spoważniał.
- A teraz szybko pożałujesz tego co zrobiłaś.- oznajmił surowo i uniósł nogę zadając mi okropny cios w brzuch. Wydałam głośny okrzyk kiedy ból przeszywał bezlitośnie moje ciało.

***
Obudził mnie krzyk. Mój? Osz cholera. Z trudem podniosłam swoje ciężkie powieki. Czułam na moich policzkach łzy. Obraz był zamazany. Serce biło mi ja szalone. Gdzie jestem? Jace? On tu jest? W końcu wszystko stało się ostre. Nade mną stało dwóch mężczyzn i kobieta
- Miała pani zły sen. Jak się pani czuje? Coś panią boli? Proszę nam powiedzieć jak się pani nazywa. –odezwał się mężczyzna w okularach.
- Gdzie jestem? –zapytałam z trudem oszołomiona tym co przed chwilą czułam.
- W szpitalu. Miała pani wypadek i straciła pani przytomność. Niczego pani nie pamięta? –uff to tylko zły sen.
- Ach, no tak. – wszytko mi się przypomniało. Jasper, pokój, ucieczka, a później jeszcze ten cholerny samochód.
- Jak się pani nazywa? –zapytała ruda kobieta.
- Sara Scott. –odpowiedziałam szybko, a kobieta zanotowała to chyba na jakiejś kartce.
- Dobrze, proszę tu poczekać. Pielęgniarka zaraz tu przyjdzie, aby zabrać panią na badania.
- Badania?
- Tak, musimy sprawdzić, czy nie ma pani jakiś wewnętrznych obrażeń, poza tymi powierzchownymi.
- Ja straciłam tylko przytomność, to wszystko, wiec po co badania? Nic mi nie jest. –oznajmiłam pewnie i lekko się poruszyłam, co spowodowało nieprzyjemny ból w moim brzuchu. Nieświadomie wydobyło się ze mnie ciche syknięcie.
- No właśnie, lepiej będzie jeśli sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku. Proszę tu chwilę zaczekać. –oznajmiła rudowłosa, po czym wyszła z pokoju razem z pozostałą dwójką.
Nic mi nie jest. Nie chcę żadnych badań. To tylko strata czasu. Jak ja się tu znalazłam? Kto mnie przywiózł? Ugh, nie nawiedzę takich sterylnych sal, białych ścian, pościeli. Chcę już stąd wyjść. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi, a po chwili zza nich wychylił się blondyn. To on! Ten, który wczoraj prawie mnie potrącił.
- Mogę? –zapytał, a ja skinęłam głową. - Dlaczego nie powiedziałaś, że się źle czujesz. Oszczędziłabyś mi może wtedy trochę strachu.
- Nie czułam się źle, po prostu zakręciło mi się w głowie i tyle. –odpowiedziałam spokojnie- Ty mnie tutaj przywiozłeś?
- Tak. Dobrze, że zaczekałem jeszcze chwilę, bo mogliby mi postawić zarzuty ucieczki z miejsca wypadku. A miałem cię zostawić nieprzytomną na chodniku? –na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.- Miałaś zły sen? Krzyczałaś.
Świetnie. Pewnie słyszał to cały szpital.
- Tak. –odpowiedziałam i wzdrygnęłam się na myśl okropnego snu.  –Która godzina? -zapytałam chcąc zmienić temat.
- Ósma.
- Krótko spałam. –stwierdziłam.
Do pokoju weszła młoda pielęgniarka ubrana w niebieski strój.
- Dobrze, a teraz zabiorę panią Scott na badania. –zwróciła się do blondyna, a ja zmarszczyłam czoło. Powinnam podziękować niebieskookiemu za to, ze mnie przywiózł? Ale przecież mnie potrącił. Sama nie wiem, co wypada zrobić. Kobieta podeszła do mojego łóżka i odpięła kroplówkę. Dopiero teraz zauważyłam, że mam wbitą igłę w nadgarstek. Cholera, jest posiniaczony. To przez Jace’a. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na pielęgniarkę, a ona uśmiechnęła się do mnie życzliwie, po czym zabrała mnie na masę niepotrzebnych badań.

Kiedy wróciłam do sali czekało na mnie tam dwóch policjantów. Przestraszyłam się. W pewnym momencie pomyślałam, że ktoś się dowiedział o tym co zrobił mi Jace, ale oczywiste było to, że chcieli porozmawiać na temat wypadku. Rozglądałam się najpierw po korytarzu, a później po sali, ale blondyn gdzieś nagle zniknął. W sumie to dlaczego miałby przy mnie siedzieć? Pielęgniarka podwiozła mnie wózkiem pod samo łóżka i kazała się położyć. Wypełniłam jej prośbę, a ona zostawiła mnie samą z dwójką funkcjonariuszy.
- Chcielibyśmy porozmawiać z panią o wczorajszym, znaczy dzisiejszym zdarzeniu, pani Scott. –odezwał się jeden z nich. Zastanawiałam się kto w ogóle zgłosił ten wypadek.
- Nie zauważyłam tego samochodu, to wszystko. –oznajmiłam pokazując swoje wyraźne zniechęcenie do rozmowy.
- A czy nie zrobiła pani czasem..- poczułam zawahanie w jego głosie- tego specjalnie?
- Słucham?! – nie, to są jakieś żarty.
- Kierowca zeznał, że wbiegła mu pani prosto pod koła. –co za idiota.
- Powtarzam panu po raz drugi, nie zauważyłam tego samochodu. –powiedziałam wypowiadając to zdanie jak do dziecka.
- No dobrze. Czyli nie zauważyła pani nawet świateł samochodu, bo z tego co mi wiadomo do zdarzenia doszło około godziny 3 nad ranem, a z tego co mi wiadomo o tej porze jest ciemno. –ten facet zaczynał działaś mi na nerwy.
- Czy pan próbuje zrobić ze mnie samobójczynię?! Byłam zamyślona, zagapiłam się. Jeszcze jakieś pytania? Chciałabym odpocząć. –oznajmiłam szorstko.
- W takim razie to wszystko. Do wiedzenia.
W końcu sobie poszli. Durne przesłuchanie. Chcę już stąd wyjść! Nie mam zamiaru tutaj gnić. Chcę do domu! Och, czy na pewno chcę do domu? Nie, cofam tę myśl. Muszę zadzwonić do Zayn’a, powiedzieć mu żeby się nie martwił. Ale on nie da mi spokoju. Mam mu powiedzieć? Mam mu nie mówić? Nie wiedziałam co zrobić. Tak, czy inaczej musiałam do niego zadzwonić. Wcisnęłam czerwony guziczek na pilocie koło łóżka, a po chwili w moim pokoju zjawiła się pielęgniarka.
- Coś się stało?
- Chciałabym zadzwonić.
- Dobrze, proszę poczekać, przyniosę telefon. –oznajmiła i po kilku sekundach zjawiła się z powrotem podając mi telefon.
Wykręciłam szybko numer, aby się nie rozmyślić i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham.
- Zayn, cześć.
- Sara?! Sara do cholery, co się z tobą dzieje?!
- Nie krzycz. –oznajmiłam spokojnie, chociaż wiedziałam, że jest wkurzony.
- Dlaczego masz wyłączony telefon?! Dzwoniłem chyba z milion razy!
- Przepraszam, już wszystko okej. –usłyszałam jak westchnął.
- Już? Gdzie ty jesteś?
- Nic mi nie jest. –wiem, że nie da za wygraną.
- Gdzie jesteś? Sara!
- W szpitalu.
- Co?!
- Miałam mały wypadek. –oznajmiłam niemal szeptem.
- W jakim szpitalu?
- Już jest okej.
- Sara, w jakim szpitalu?

- St Thomas. –zaraz po tym kiedy to powiedziałam rozłączył się. Och, stęskniłam się za nim, ale nie wiem czy chcę, aby zobaczył mnie w takim stanie. Jednak mimo wszystko i tak będę musiała mu powiedzieć.
________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Hm, co by tu powiedzieć. Oczywiście czekam na wasze opinie. Każde, złe, dobre. Jesli uważacie, ze powinnam coś zmienić piszcie śmiało. Co do wyglądu bloga, jest na razie jak jest, bo nie mam za bardzo czasu się tym zająć, ale święta za chwilę, więc postaram się coś z tym zrobić. Jesli ktoś chce być jeszcze informowany to dopiska nazwy tt (nie dot. osób, które już to zrobiły) lub dodajcie się do obserwatorów :)
To chyba tyle. xx
Kolejny wktótce i obiecuję, że z nieługo się rozkręci :D

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 2

Otworzyłam swoje zaspane oczy. Cholera, zasnęłam. Było już ciemno. Przez okna lekko przedzierało się tylko światło ulicznej latarni. Byłam przykryta kołdrą, ale nie przypominam sobie, abym to zrobiła. Odwróciłam lekko głowę. Nie było go, więc gdzie jest? Zegarek na stoliku nocnym wskazywał 2 w nocy. Powoli i najciszej jak tylko potrafiłam wysunęłam się spod ciepłej kołdry. Podeszłam do drzwi i złapałam za klamkę. Były otwarte. Uchyliłam je i wysunęłam głowę, aby się rozglądnąć. Całe mieszkanie było pogrążone w ciemności. Prześlizgnęłam się przez uchylone drzwi i na palcach skierowałam się do salonu. Nie było go. Kuchnia, łazienka. Nigdzie go nie było. Gdzie poszedł? A co jeżeli zaraz wróci i zobaczy, że nie śpię, tylko szwendam się po mieszkaniu? Moje serce od razu zaczęło bić szybciej ze strachu. Opuściłam kuchnię i wróciłam z powrotem do małego salonu. Nagle usłyszałam jakiś dziwny odgłos. Odwróciłam się będąc w pełnej gotowości, jednak niczego nie zauważyłam. Zaczęłam się powoli cofać, rozglądając się, po ciemnym pomieszczeniu, aż nagle poczułam coś pod stopą i znów usłyszałam niepokojący odgłos. Serce podeszło mi do gardła. Niepewnie odwróciłam swoją głowę i ujrzałam Jace’a. Mój Boże. Leżał na podłodze pomrukując coś pod nosem, a obok niego leżała duża, pusta butelka alkoholu. Był pijany. Nie wiem jak bardzo, ale w tym momencie spał, bardzo mocno jak mi się zdawało. Zaczęłam uspokajać swój głośny oddech, po czym wycofałam się z pokoju. Teraz, albo nigdy. Wróciłam szybko do sypialni i wyciągnęłam spod łóżka jego sportową torbę. Wrzuciłam jakąś bieliznę, portfel i jeszcze kilka innych rzeczy i pośpiesznie ją zasunęłam. Założyłam trampki, które leżały obok łóżka i przełożyłam torbę przez ramię. Wzięłam głęboki oddech i znów prześlizgnęłam się przez lekko uchylone drzwi. Byłam już bliska ucieczki, jednak przed samymi drzwiami potknęłam się o podwinięty dywan i upadłam jak długa. Och nie, tylko nie to. Miałam nadzieję, że go nie obudziłam. Pośpiesznie zaczęłam zbierać się z podłogi. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu lampa, która wisiała nad drzwiami zaświeciła się. Po raz drugi serce podeszło mi do gardła. Przełknęłam głośno ślinę.
- Wybierasz się gdzieś? –usłyszałam za sobą niewyraźny głos Jace’a.
Złapałam szybko za klamkę, ale drzwi były niestety zamknięte. Zaczęło zbierać mi się na płacz.
- Tego szukasz?
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Opierał się o ścianę, a w ręce trzymał klucze i wymachiwał nimi. Oderwał się od ściany i zrobił bardzo chwiejny krok w moją stronę, chowając za sobą brzdękający metal . Był pijany. Musiałam to jakoś wykorzystać, tylko jak? Po chwili zorientowałam się, że stoi przede mną. Czułam jego okropny, alkoholowy oddech. Zrobiło mi się niedobrze, ale musiałam wytrzymać.
- Gdzie miałaś zamiar wybrać się o tej porze? –plątał mu się język, a jego oczy były zamglone.
Przybliżyłam się do niego i powstrzymując odruch wymiotny, musnęłam jego usta swoimi.
- Um, podoba mi się to. –mruknął, a ja objęłam go w pasie szukając jego dłoni, które trzymał gdzieś za sobą. Zaczęłam pocierać jego szyję nosem, aby jakoś odwrócić jego uwagę. To nie było jednak wcale takie łatwe. Przejechałam palcami po brzegach jego koszulki i uniosłam ją lekko w górę.
- A to, nie będzie nam potrzebne. –oznajmiłam starając się brzmieć jak najbardziej uwodzicielsko.
Abym mogła zdjąć mu koszulkę musiał unieść ręce, a kiedy to zrobił wyrwałam szybkim ruchem klucze z jego ręki i zarzuciłam mu dół materiału na głowę popychając go lekko, a że był pijany, upadł a podłogę. Miałam kilka sekund, aby otworzyć zamek. Włożyłam kluczyk i przekręciłam go, zaś drugą ręką nacisnęłam na klamkę. Wybiegłam z mieszkania zamykając z hukiem drzwi i zbiegłam na dół omijając po kilka schodów na raz. Cud, że udało mi się po nich zbiec nie zaliczając żadnego upadku, co często mi się zdarzało. Kiedy byłam już na zewnątrz zatrzymałam się na chwilę, aby uspokoić swój oddech i bijące serce. Udało mi się. Och, całe szczęście, że był pijany, inaczej nie miałabym szans na ucieczkę. Ale co teraz? Gdzie mam pójść? Było już koło 3. Zayn? Och nie, nie mogę. Co jeśli będzie mnie szukał? Teraz już wiedziałam, że wszystkiego można się po nim spodziewać. Nie chciałam narażać Zayn’a, a po za tym to byłoby zbyt oczywiste, gdybym tam poszła. Kiedy już się uspokoiłam ruszyłam przed siebie. Szłam bez celu, myśląc o tym wszystkim co się stało. Nadal nie mogłam uwierzyć do czego posunął się mój chłopak. Przecież ja nic nie zrobiłam, nic, a nic. Tylko jego chora wyobraźnia naplotła o mnie jakiś bzdur. Uniosłam dłoń, aby sprawdzić jak ma się mój policzek. Nadal bardzo bolał. Za każdym razem kiedy go dotykałam uwalniały się moje łzy. Gdzie mogłam pójść? Nie miałam przyjaciół poza Zayn’em. Nie miałam tu nikogo zaufanego oprócz niego i.. Jace’a. Sama nie wiedziałam co zrobić. Zayn na pewno się martwi. Och, ale bałam się o niego. Co jeśli Jace by coś mu zrobił? Wiem jak bardzo go nienawidzi, a po tym co.. zrobił mi, wiem, że jest zdolny do wszystkiego. Otarłam łzy ręką i skręciłam na przejście dla pieszych. Pomyślałam, ze może pójdę do parku. Posiedzę tam, zaczekam do rana i przemyślę to wszystko. Później zastanowię się co dalej. Pewnie zmarzłabym, ale wtedy to prawie mnie nie obchodziło. Nagle usłyszałam pisk opon i oślepiające mnie światła, a po chwili uderzenie. Upadłam, znowu. Chciałam otworzyć oczy, ale lampy samochodu przyświecały mi prosto w ślepia, tak samochodu, a czego innego, skoro leżę na ulicy. Kurwa leżę na ulicy!
- Co jest do cholery?! –usłyszałam jakiś głos. To Jace? Och. Zaczęłam szybko zbierać się z jezdni, ale miałam zbyt mało siły, nogi jak z waty, a moje ręce niemiłosiernie się trzęsły. Otworzyłam oczy.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Chcesz się zabić idiotko?!
- Hej, nie widziałam twojego samochodu i nie chciałam się zabić! –odburknęłam ostro, kiedy już w końcu odzyskałam zmysły, po czym złapałam się za brzuch, gdyż odczuwałam tam dość mocny ból. – Poza tym, nie masz prawa wyzywać mnie od idiotek, sam lepiej patrz przed siebie i wydaje mi się, że jechałeś trochę za szybko jak na ten teren. –dodałam krzywiąc się.  
- Dobra, przepraszam.
- Boże, przepraszasz mnie za to, że prawie mnie potrąciłeś?
- Nic ci nie jest? – zapytał ignorując moje pytanie i wszedł w światło latarni, tak, że mogłam zobaczyć jego twarz i sylwetkę, a po chwili znalazł się obok mnie i wyciągnął do mnie rękę. Uniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz. Miał intensywne, piękne niebieskie oczy. Były wprost hipnotyzujące. Złapałam jego rękę i z jego pomocą wstałam z jezdni. Trochę trzęsły mi się nogi, ale to chyba normalne, do tego ten ból brzucha. Jego dłoń była przyjemnie ciepła w porównaniu do moich rąk, zmarzniętych i roztrzęsionych. Był wysoki. Sięgałam mu niemal do ramienia.
- Na pewno wszystko okej? Nie wyglądasz najlepiej. –oznajmił marszcząc czoło. - Uderzyłaś się w głowę? Skąd ta blizna na policzku? – zapytał uważnie mi się przyglądając. O nie.
- Nie uderzyłam się w głowę, po prostu przewróciłam się dzisiaj na schodach. –odpowiedziałam szybko trochę zmieszana jego dociekliwymi pytaniami. –Musze już iść. Trochę się śpieszę.
- Podwieźć cię gdzieś?
- Nie, nie trzeba. –oznajmiłam i w końcu przeszłam na drugą stronę ulicy, nie odwracając się już za siebie. Co to było? O mój Boże, prawie potrąciło mnie auto. Z tą myślą dziwnie zakręciło mi się w głowie. Za dużo złych rzeczy jak na jeden dzień, o wiele za dużo. Zaczęło mi się mienić przed oczami, a wszystko wokół zaczęło wirować. Co się dzieje? Po chwili szum w uszach i usuwający się spod nóg grunt.

 __________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Tadam mamy 2 rozdział, z małym opóźnieniem, ale jest :D Może na razie nudy, ale dopiero się rozkręcam hah xd No tak czy tak, czekam na wasze opinie w postaci komentarzy. Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie was tu coraz więcej :)
I oczywiście kto chce być informowyny wystrczy dodać się do obserwatorów lub dopiska w kom. (jeśli jesz wcześniej dopisaliście swoją nazwę nie dopisujcie, bo się pogubię :D) 
kolejny powinien pojawić się nieługo ♥



czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 1

Był cudowny dzień. Nie mogłam spać już dłużej, bo słońce prawie mnie oślepiało wpadając przez duże okno na wprost łóżka. Odwróciłam się. Jace jeszcze spał. Tak, mieszkałam z nim. Już od jakiegoś czasu. Nie miałam swojego własnego mieszkania. Na początku kiedy się tu przenieśliśmy dzieliłam dom z Zayn’em. Do póki nie pojawił się on. Wysunęłam się delikatnie spod kołdry, aby go nie obudzić, choć dobrze wiedziałam, że ma bardzo głęboki sen i udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie trochę wody, aby zaspokoić swoje pragnienie, po całej nocy. Wyjrzałam przez okno. Mimo wczesnej pory, po ulicy przechadzało się już mnóstwo ludzi.  Stwierdziłam, że nie ma co marnować dnia i pora się ubrać. Założyłam krótkie, dżinsowe szorty i kremową koszulkę, a włosy spięłam w kucyk. Jeszcze delikatny makijaż i gotowe. Miałam wyjątkowo dobry humor. Może to dlatego, że Zayn miał wrócić. Nie widziałam się z nim od 2 tygodni. Wyjechał do Bradford, aby odwiedzić rodzinę, zrobić im niespodziankę i odpocząć też trochę od codzienności. To na pewno dobrze mu zrobiło. Nagle usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Zerwałam się, przez niespodziewany dźwięk i zaczęłam go szukać. Nie zajęło mi to dużo czasu, gdyż dokładnie pamiętałam, że nie wyciągnęłam go od wczoraj z torebki, którą zostawiłam na wieszaku przy wejściu. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć Zayn. –oznajmiłam wesoło i skierowałam się z powrotem do kuchni.
- Cześć. Dzisiaj o 2. Pamiętasz?
- Jasne, że pamiętam. Nie mogę się już doczekać żeby cię zobaczyć. –Stęskniłam się za nim. Choć to tylko 2 tygodnie, to brakowało mi go. Usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam się i ujrzałam Jace’a. Miał skwaszoną minę, jakby spotkało go coś niemiłego. –Słuchaj, musze już kończyć. Do zobaczenia. –powiedziałam i rozłączyłam się.
- Znowu z nim rozmawiałaś?
- On ma imię, a poza tym nie rozmawiałam z nim od 2 tygodni.
- Boże wytrzymałaś tyle? Nie wierzę.
- Oszczędź sobie. –oznajmiłam sucho.
- Nie podoba mi się twój ton.
- Słucham? Jace naprawdę nie mam ochoty na kłótnię. Mam wyjątkowo dobry dzień, proszę nie psuj mi tego.
Odłożyłam pustą szklankę do zlewu i skierowałam się do małego salonu, on za mną. Usiadłam na kanapie i podniosłam gazetę, która leżała na stoliku.
- To dla niego się tak wystroiłaś?
- Proszę cię, przestań.
- Robisz to specjalnie. – spojrzałam na niego. Jego twarz była beznamiętna, a oczy wypełnione gniewem. Nie, to znowu skończy się kłótnią.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Wiesz, że go nie lubię, dlatego się z nim spotykasz. Robisz mi na złość. –jego głos stał się bardziej surowy.
- Spotykam się z nim, bo jest moim przyjacielem. –oznajmiłam spokojnie starając się go udobruchać.
- Nie kłam do cholery! –krzyknął, a jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu uderzając głośno w moje uszy.
- Ta rozmowa nie ma sensu. –wstałam i skierowałam się do przedpokoju. Założyłam trampki i przerzuciłam przez ramie torebkę. Chciałam już wyjść, ale poczułam mocne pociągnięcie za nadgarstek.
- Gdzie idziesz? – jego głos był przepełniony groźbą. –Nie skończyliśmy rozmowy.
Moje serce waliło jak szalone. Bałam się. Po raz kolejny się go bałam. Nie mogłam powstrzymać łez, które zaczęły napływać mi do oczu. Dlaczego on taki jest? Co ja mu zrobiłam?
- Gdzie kurwa idziesz?! – milczałam patrząc w podłogę.
- Nie masz prawa rozliczać mnie z tego gdzie chodzę. –oznajmiłam po chwili. W mieszkaniu było bardzo cicho, jedyne co było słychać to jego okropnie głośny oddech i moje bijące serce.
- Jesteś zwykłą dziwką słyszysz! – i w tym momencie poczułam przeszywający i niespodziewany ból na moim policzku, który zwalił mnie z nóg. Przez chwilę byłam oszołomiona, nie wiedziałam co się stało. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Uderzył mnie. Podniosłam się lekko do pozycji siedzącej i wyciągnęłam rękę, aby dotknąć mojego pulsującego bólem policzka. Zaczęłam bezgłośnie płakać i po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Rozczarowanie, strach, ból, to wszystko siedziało teraz w mojej głowie. W końcu odważyłam się podnieść swoją dotychczas spuszczoną głowę. Mój wzrok powędrował na twarz Jace’a. Stał i patrzył na mnie swoim rozwścieczonym wzrokiem. W tym momencie kompletnie nie wiedziałam co robić. Uciekać, czy zostać? Byłam totalnie zdezorientowana. Nagle zobaczyłam przed sobą jego wyciągniętą dłoń. Spojrzałam na niego ponownie. Jego twarz złagodniała, a jego oczy wróciły do swojego normalnego stanu. Zawahałam się, ale w końcu złapałam jego dłoń, a on pomógł mi wstać. Miałam opuszczoną głowę, a po chwili poczułam jego dłoń na moim zbitym i okropnie obolałym policzku. Syknęłam cicho z bólu.
- Cii, nic ci nie będzie, zaraz to opatrzę. –oznajmił łagodnym i ściszonym głosem, głaskając mój policzek. Złapał mocno moją rękę i pociągnął za sobą z powrotem do kuchni.
- Siadaj. –powiedział wskazując rękę na stojące w rogu krzesło, a ja posłusznie spełniłam jego prośbę, będąc nadal w stanie oszołomienia. Splotłam palce na swoich kolanach i wpatrywałam się w nie, jakby były czymś interesującym, ale to dla tego, że nie chciałam na niego spojrzeć. Po chwili zobaczyłam go przed sobą. Trzymał w ręce wodę utlenioną i jakąś gazę. Przykucnął i złapał moją brodę zmuszając mnie do podniesienia wzroku.
- Cóż, chyba dzisiaj już nigdzie nie pójdziesz. –oznajmił udając skruchę i położył swoją dłoń na moim nagim udzie. Od razu zepchnęłam jego rękę.
- Bądź grzeczna. Dobrze ci radzę.
- Jesteś zwykłym skurwielem. Nie wiem, jak mogłam ci zaufać. – nie mam pojęcia skąd nagle wzięło się u mnie tyle dowagi. Jednak od razu pożałowałam tych słów. Zaczął się głośno śmiać, a po chwili jego twarz całkiem spoważniała. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mocno, podnosząc mnie do pozycji stojącej. Zaczęłam się wyrywać, niestety na próżno. Jego dłoń była zaciśnięta zbyt mocno wokół mojej. Złapał mnie za ramiona i popchnął z całych sił, tak, że uderzyłam w stojącą za mną komódkę, strącając z niej wszystkie ozdobne naczynia.
- Licz się ze słowami. –powiedział szorstko i zaczął kierować się w moją stronę. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Co on mi zrobi? Proszę, błagam, niech da mi spokój. Proszę. Moje serce prawie wyskakiwało z piersi. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Jace od  razu zatrzymał się w połowie drogi i do mnie i wrócił z powrotem do stołu, gdzie leżała moja komórka. Podniósł ją i spojrzał na wyświetlacz, a po chwili uniósł ją, abym mogła zobaczyć kto dzwoni. Och, nie Zayn. Dlaczego zadzwonił teraz? Czego chciał? Wiedziałam, że to tylko jeszcze bardziej rozwścieczy Jace’a. Podniósł swoją rękę jeszcze wyżej i gwałtownie opuścił ją na dół, upuszczając mój telefon na podłogę z głośnym hukiem. Nic już nie mówił, tylko znów powolnym krokiem zaczął zbliżać się do mnie. Opuściłam głowę i zamknęłam oczy, zanim znów zaczęłam powtarzać swoją mantrę. „Proszę, błagam, niech da mi spokój”.
Nagle po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Och, dzięki Bogu. Jace znieruchomiał, a po chwili spojrzał na swój zegarek.
- Kurwa. –przeklął pod nosem. –Do pokoju. –zwrócił się do mnie cichym, ale groźnym głosem, ale ja kompletnie na to nie zareagowałam. Mój mózg nagle się wyłączył. Jego słowa tylko się ode mnie odbiły.  Podniósł mój telefon z podłogi, podszedł do mnie, złapał mnie kurczowo za łokieć i skierował się ze mną do sypialni. 
- Spróbuj tylko pisnąć, a pożałujesz tego szybciej niż myślisz. –w jego głosie rozbrzmiała groźba. Rzucił mój telefon w moją stronę, zabrał kluczyk i zamknął drzwi od swojej strony zostawiając mnie tam samą. Nie potrafiłam już zatrzymywać moich łez. Zatkałam swoje usta ręką i zaczęłam płakać. Dopiero po chwili zauważyłam, że mam pokaleczone ręce od rozbitych naczyń, ale ten ból fizyczny, nie był porównywalny do tego, co czułam w środku. Jak mogłam mu zaufać? Dlaczego mu wybaczyłam, kiedy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę? Tak to już się kiedyś zdarzyło, ale tłumaczył się, że miał ciężki dzień, że poniosły go nerwy, a ja naiwna idiotka uwierzyłam. Byłam za bardzo wpatrzona w niego. Co ja do kurwy nędzy w nim widziałam?
Usiadłam na skraju łóżka i schowałam swoją twarz w pokrwawionych dłoniach. Do moich uszu dobiegł odgłos rozmowy.
- Jace, a gdzie Sara? Myślałam, że jest o tej porze w domu.– o nie.
- Wyszła spotkać się z przyjaciółkami, mamo.  Zapomniałem jej powiedzieć, że przyjdziesz. –odpowiedział zbyt słodkim głosem. Jak on może tak kłamać własnej matce? Ale z resztą, który facet przyznałby się do czegoś takiego.

Podniosłam swoją głowę i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, które stało naprzeciwko łóżka. Wstałam i podeszłam bliżej. Położyłam swoją rękę na policzku, który był prawie siwy od mocnego uderzenia. Och, co on mi zrobił. Co ja teraz zrobię. W lustrzanym odbiciu zauważyłam leżący na dywanie telefon. Pochyliłam się i podniosłam go. Rozbity wyświetlacz i ledwo trzymająca się obudowa. Tyle pozostało z mojej komórki. Na marne próbowałam ją uruchomić. Znów wydobył się ze mnie stłumiony szloch. Upadłam na łóżko tuląc do siebie moją poduszkę. Co teraz będzie? Co jeśli znów coś mi zrobi. Tak bardzo się bałam. Chciałam, aby to był tylko zły sen, jednak to była okrutna prawda. A Zayn? Na pewno się martwi. Chciałbym z nim teraz porozmawiać, on by mnie pocieszył. Och, tak bardzo chciałbym wtulić się w jego ramiona i wypłakać się w jego szyję, ale jestem uwięziona. Uwięziona we własnym mieszkaniu. A za drzwiami stoi mężczyzna, który chce zrobić mi krzywdę.

_____________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Tak, oto pierwszy rozdział :D Mam nadzieję, że nie przynudzam. Oczywiscie czekam na wasze opinie. Jeśli chcecie być informowani na tt, to dopiszcie swoją nazwę w komentarzu lub dodajcie się do obserwatorów :) Aha i być może zastanawiacie się gdzie Niall, więc od razu mówię, że pojawi się w następnym rozdziale :)
To chyba tyle :)
Kolejny rodział pojawi się za kilka dni. xx

środa, 4 grudnia 2013

Prolog

Londyn. Miasto pełne uroku, tajemnic, które ciągle zachwyca i przyciąga tysiące turystów. Tak, to tutaj właśnie mieszkam i żyję. Studia, nauka? Owszem. Właściwie mogłabym studiować gdzieś indziej, ale Zayn bardzo chciał tu przyjechać. Ach, no tak kim jest Zayn. Otóż jest moim przyjacielem, najlepszym jakiego miałam i przyjacielem na zawsze. Tak myślę. Wracając do sedna sprawy przyjechałam tu z nim. Dlaczego? Mam tylko jego. Obecnie jest dla mnie wszystkim. Zayn nieziemsko gra na gitarze, a do tego śpiewa. Czasem zdarzy mu się wystąpić przed jakąś mała publiką, w restauracji, klubie. To dla niego zawsze jakaś szansa, aby ktoś go zauważył, docenił. Wierzę, że kiedyś będzie sławny na cały świat. Mówię mu to często, a on się ze mnie śmieje. Ale ja naprawdę w to wierzę. Jest też ktoś jeszcze. Jace, mój chłopak. Nie znamy się zbyt długo, ale wydaje mi się, że na tyle długo by się dobrze poznać. Jest tylko pewien problem. Zayn nie przepada za nim, tak samo jak on za Zayn’em. Ciągle mu powtarzam, że to tylko przyjaciel, bo mnie i Zayn’a nie łączy nic więcej, poza ogromną więzią przyjaźni. Czuję, że mi nie ufa, bo przecież gdyby mi ufał.. nie byłoby tych ciągłych awantur. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy najgorszymi wrogami kiedy się kłócimy, a przecież jesteśmy parą, która powinna się kochać. Kochać. No właśnie. Pamiętam jak się poznaliśmy, myślałam, że to ten, ten jedyny. Do czasu. Zamieszkaliśmy razem i zaczęło się. Ciągłe kłótnie, czasem całkowicie bez powodu. Czuje jakby robił to specjalnie, jakby specjalnie chciał nas skłócić. Kiedy jest zdenerwowany zmienia się w kogoś całkiem innego. Czasem się go boję, ale przecież jest moim chłopakiem, nic mi nie zrobi. Mam nadzieję, że to się zmieni i Jace w końcu zrozumie, że jego zazdrość nie ma sensu..

____________________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
Tak wiem, że średnio przekonujący prolog, no ale cóż. To mój drugi blog. Może ktoś pamięta mnie z opowiadania o Harry'm, gdzie spotykają się na nartach itd, w co raczej wątpię :) Mam nadzieję, że jakoś się spodoba, bo pisanie sprawia mi wiele przyjemnośći. Obym miała tylko na to czas. 1 rodział dodam szybko, pewnie jutro :) Fajnie by było gdybyście mogli skomentowac po przeczytaniu, bo nie mam pojęcia czy się spodoba. I bez obawy, jeśli nie masz konta na blogherze też moszesz ;)
No to chyba tyle xx