piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 7

Spóźnię się. No nie! W pośpiechu wybrałam jasne jeansy z wysokim stanem i czarną bokserkę, do tego zarzuciłam marynarkę i wsunęłam na nogi baletki, które miałam na nogach wcześniej. Tylko te miałam ze sobą, reszta moich rzeczy nadal znajdywała się w mieszkaniu Jace. Spojrzałam na zegarek leżący na stoliku nocnym Zayn’a. Kurczę. Włożyłam jeszcze portfel do torby i wyszłam z sypialni.
- Będę lecieć. –zwróciłam się do Zayn’a, który siedział z gitarą na kanapie. – A i bardzo się cieszę, ze udało ci się dostać do zespołu. Mówiłam, że się uda. –uśmiechnęłam się do niego życzliwie.
- Dzięki. Baw się dobrze. –odpowiedział obserwując mnie, a ja wybiegłam z mieszkania zabierając po drodze klucze z komody. 10 min spóźnienia. Miałam nadzieję, że się nie pogniewa. Na zewnątrz już się trochę ściemniało. Stanęłam przed budynkiem i zaczęłam się rozglądać. Może zapomniał? Albo pomylił adresy? Nie jednak nie, po chwili zauważyłam go kawałek dalej. Opierał się o swój samochód i wpatrywał się w telefon. Ruszyłam w jego stronę uważnie mu się przyglądając. Wyglądał całkiem.. seksownie? Nie wiem czy to określenie jest na miejscu. Miał znów te swoje czarne ray bany, choć nie było wcale jakiegoś oślepiającego słońca. Jednak musze przyznać, że ten wzór okularów naprawdę mu pasuje. Kiedy byłam już stosunkowo blisko, zauważył mnie i schował swój telefon do kieszonki, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo. –oznajmiłam, kiedy stałam już na wprost niego.
- Cześć. –powiedział i zbliżył się do mnie całując leciutko mój policzek. Wyjątkowo ładnie pachniał. Nie przepadam za męskimi perfumami. Tak, wiem jestem dziwną kobietą. Zawstydziłam się trochę tym buziakiem. Jezu, zazwyczaj mi się to nie zdarza. – Nie, prawdę mówiąc przyjechałem dosłownie chwilę temu. To co jedziemy?
- Jasne. –odpowiedziałam. Niall złapał moją rękę i pociągnął mnie za sobą. Obeszliśmy wokół samochodu, po czym otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam starając się zrobić to z jak największą gracją. A jak to u mnie bywa, im więcej się staram tym gorzej wychodzi. Uderzyłam głową prosto w dach wydając z siebie głośne„auć”.
- Jezu, nic ci nie jest? –zapytał, widziałam na jego twarzy ewidentne rozbawienie. Boże co za wstyd. Wychodzę na najgorszą fajtłapę świata.
- Nie. Jest okej.
- Myślałem, że powiesz, że nie zauważyłaś tego dachu. –oznajmił, po czym zamknął drzwi, a ja wybuchłam śmiechem.
- No dobra, jedźmy już. – powiedział przekręcając kluczyk w stacyjce. –Zapnij pas. – Ach, no tak. Pasy. Ruszyliśmy. Obserwowałam go ukradkiem. Z wielką lekkością prowadził samochód. W końcu zauważył chyba, że robi się już ciemno i zdjął swoje ciemne okulary, po czym poczochrał włosy ręką. Cały czas gryzłam policzek. Nie mam pojęcia co mnie tak śmieszyło. Mam tak czasem po prostu.
- Gdzie jedziemy? –zapytałam w końcu.
- Zobaczysz.
Hm, no dobrze. Resztę jazdy spędziliśmy rozmawiając o jakiś głupotach. Zastanawiało mnie tylko jedno. Niall co chwilę zerkał w lusterka, nie mam pojęcia czemu. No, ale w końcu dojechaliśmy. Na mieście były trochę korki, więc droga się nieco przedłużyła. Blondyn wysiadł z samochodu, a ja zrobiłam to samo, nie czekając aż on otworzy mi drzwi. Kiedy stanął obok mnie posłałam mu delikatny uśmiech, on włożył ręce do kieszonek u spodni i udaliśmy się w stronę lokalu. Nigdy tu nie byłam. W środku było dość dużo ludzi, jednak było kilka wolnych stolików. Na środku stał duży okrągły bar, oświetlony kolorowymi lampkami, a w całym pomieszczeniu było przyciemnione światło, co robiło naprawdę fajną atmosferę. Zajęliśmy stolik. Usiadłam na wąskiej kanapie i zdjęłam marynarkę. Niall usiadł naprzeciwko mnie.
- To na co masz ochotę? –zapytał wpatrując się w moje oczy.
- Może ty coś zaproponuj. –odpowiedziałam, bo tak naprawdę nie miałam żadnego pomysłu, ani nie wiedziałam jakie drinki tu podają.
- Okej, skoczę do baru i zobaczę co mają. Wybiorę coś.
- Dobrze, w takim razie ja pójdę do toalety. –oznajmiłam, po czym oboje wstaliśmy i udaliśmy się w dwie różne strony. Tak to jest kiedy się spieszę. Nie mam wtedy czasy nawet na taką sprawę. Weszłam do łazienki i zajęłam jedną z kabin. Załatwiłam swoją potrzebę i umyłam ręce. Spojrzałam do lusterka i poprawiłam włosy, które odrobinę się puszyły. Wyszłam i zaczęłam powtórnie przemierzać alejkę pomiędzy stolikami. Byłam już prawie przy naszym stoliku kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam zaskoczona głowę i to co zobaczyłam niemal zwaliło mnie z nóg.
- Nie ładnie tak uciekać bez pożegnania. – mój Boże, Jace, tutaj. Skąd się tu wziął? Poczułam nieprzyjemny dreszcz na moich plecach.
- Co ty tutaj robisz?- ledwo wypowiedziałam to pytanie.
- Przyjechałem po to co moje. – nie rozumiałam o co mu chodzi. Czułam, że jego ręka zacisnęła się bardziej wokół mojego nadgarstka. Przełknęłam ślinę. – Chyba należy mi się może jakieś przepraszam? –mówił to takim dziwnym głosem. Zaczęłam się rozglądać za Niall’em, ale nigdzie go nie widziałam. –Patrz na mnie jak do ciebie mówię. –powiedział surowo i pociągnął moją rękę, przez co poczułam ból. – Zresztą wynagrodzisz mi wszystko w domu. –oznajmił. Moje serce biło jak szalone, mimo tego, ze nie byłam z nim sam na sam. Och gdzie jest Niall? Jace nagle wstał i złapał mnie za łokieć chcąc wyprowadzić z lokalu. Zaczęłam się opierać i szarpać.
- Nie rób scen, bo pożałujesz. –powiedział szeptem do mojego ucha.
- Zostaw mnie. –usiłowałam wyciągnąć rękę z jego ucisku.
- Jakiś problem? –usłyszałam znajomy głos za sobą. Spojrzałam na Jace’a. Na jego twarzy malowało się widoczne zdziwienie.
- Nie, nie ma żadnego problemu, po prostu wychodzimy. –oznajmił jak gdyby nigdy nic.
Odwróciłam lekko głową i spojrzałam przerażonym wzrokiem na Niall’a.
- Myślę, że Sara nie ma ochoty nigdzie z tobą iść. – w tym momencie Jace odepchnął mnie od siebie, tak, że upadłam na stolik, który stał obok prawie go przewracając, po czym przybliżył się do blondyna.
- A ja myślę, że nie powinieneś wtrącać się w nieswoje sprawy. –oznajmił, po czym uderzył pięścią Niall’a w twarz.
Jezu Chryste. Byłam tak przerażona, że nie wiedziałam do końca co się wokół mnie dzieje. Niall pochylił się lekko i złapał się za policzek, a na twarzy Jace’a pojawił się triumfalny uśmieszek. Już chciał udać się w moją stronę, kiedy to Niall pociągnął go za koszulkę i zrobił to samo co Jace zrobił jemu, tylko dziesięć razy mocniej, gdyż Jace upadł na podłogę z głośnym hukiem.
- Spadamy stąd. –nie wiem jakim cudem blondyn nagle znalazł się obok mnie. Mój wzrok przechodził z Niall’a na leżącego na podłodze Jace’a, znów na Niall’a, Jace’a i tak w kółko. Chłopak widząc, że jestem w stanie oszołomienia, przerzucił mnie sobie przez ramię, po czym wyszedł ze mną, zabierając po drodze moją torbę i marynarkę, jak gdyby nigdy nic. Obejmowałam go mocno w pasie, ponieważ myślałam, że zaraz mnie upuści. Nagle postawił mnie na ziemi. Byliśmy już obok samochodu.
- Jesteś cała? –zapytał wodząc wzrokiem po moim ciele.
- Tak. –odpowiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
Niall otworzył moje drzwi i wskazał ręką, abym weszła do środka. Zajęłam swoje miejsce, a on usiadł na miejscu kierowcy.
- Pasy. –oznajmił, a ja posłusznie je zapięłam. Zaraz potem gwałtownie ruszył. Do mnie nadal nic nie docierało. Jace. Tutaj. Przyjechał. Po mnie. Uderzył Niall’a. Nie, to za wiele. Jak on mnie znalazł? Śledził nas? Mój Boże. Nie wierzyłam w to co się dzieje. To wszystko było niemal, z jakiegoś kryminału. Nagle zatrzymaliśmy się. Spojrzałam na blondyna. Odpiął pas i odwrócił się lekko w moją stronę.
- Możesz powiedzieć mi o co chodzi? –zapytał. Widać było, że jest trochę zmieszany tą sytuacją. – Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, prawda? – miał rację. Musiałam mu wszystko wytłumaczyć. Przecież nie dostaje się po twarzy od byle kogo. Przełknęłam ślinę i zaczęłam wszystko od początku. Niall słuchał mnie uważnie, patrząc głęboko w moje oczy. Kiedy skończyłam przez chwilę milczeliśmy, a on skrzyżował ręce na piersiach i usiadł przodem do kierownicy.
- Gdybym to wszystko wiedział wcześniej nie oszczędzałbym go. Już by nie żył. –moje oczy rozgrzeszyły się na to co powiedział.
- Przepraszam za kompletnie nieudany wieczór. –oznajmiłam, nie widząc co wypada mi powiedzieć.
- Daj spokój. Może odwiozę cię do domu? –zapytał, a ja pokiwałam niepewnie głową, po czym znów ruszyliśmy.
Kompletna klapa. Bogu dzięki, że nic mu się nie stało. Och, wpakowałam go tylko w kłopoty. Niepotrzebnie zgadzałam się na spotkanie. Oszczędziłabym sobie strachu, a jemu obitej twarzy. Byłam zła na siebie, ale nie było tu mojej winy. Nie mogłam niczego przewidzieć, że to się tak skończy. Myślałam, że Jace dał mi już spokój, jednak pomyliłam się. I to bardzo. Obawiałam się, że nie da szybko za wygraną.
Dotarliśmy pod mieszkanie Zayn’a.
- Przykro mi, że tak wyszło. –oznajmiłam cichym i drżącym głosem.
- To nie twoja wina. –spojrzałam na niego. Był taki jakby przygnębiony. Popsułam mu tylko humor. Taki pożytek ze mnie. Otworzyłam drzwi i miałam już wyjść, ale lampka na przy dachu zaświeciła się i zobaczyłam stłuczony policzek Niall’a i rozciętą wargę. Przypatrywałam się temu przez chwilę marszcząc czoło, po czym podniosłam rękę i dotknęłam jego twarzy, przejeżdżając kciukiem po krwawiących ustach. Co on mu zrobił? Nie zasługiwał na coś takiego.
- Nic mi nie będzie.- oznajmił Niall i zdjął moją rękę, odkładając ją z powrotem na moje kolano. Spojrzałam na niego po raz ostatni i wyszłam z samochodu zamykając lekko za sobą drzwi. Kiedy stałam już przy wejściu do klatki, spojrzałam jeszcze w jego stronę, patrzył na mnie. Wykonałam jakiś gest ręką, na podobieństwo machania i weszłam do środka. Wsiadłam do windy i wyjechałam na moje piętro. Wygrzebałam klucze z torebki i przekręciłam zamek. Weszłam do mieszkania. Prawie wszędzie były włączone światła. Rzuciłam torebkę na podłogę i weszłam do kuchnio-jadalnio-salonu.
- Zayn?
Dopiero po chwili zauważyłam, że w łazience świeci się światło i słychać wodę prysznica. Usiadłam na kanapie, zdjęłam marynarkę i zamknęłam oczy. Jednak nagle dobiegły mnie dziwne odgłosy. Nie, tylko nie to. Po chwili przysłuchiwania się zdałam sobie sprawę, że to kobiece jęki. Szlag by to. Jest przed 21, Zayn na pewno nie spodziewał się mnie tak wcześnie. Co teraz? Gdyby mnie tu zobaczył, nie byłoby chyba za fajnie. Musiałam się ewakuować. Bez chwili zastanowienie wstałam, wzięłam marynarkę, torebkę, klucze i wyszłam. Akurat teraz, kiedy miałam ochotę iść do domu, napić się herbaty i położyć się do łóżka, musiał sprowadzić sobie panienkę. Jeju przecież ma prawo, to ja jestem gościem w jego domu, nie on. Przecież może tam robić co chce. Opuściłam budynek i zamknęłam z niechcianym trzaskiem drzwi. Usiadłam na progu i położyłam ręce na swoich kolanach, po czym spojrzałam przed siebie. Widziałam jakieś kontury postaci, która paliła. Podeszłam bliżej i już wiedziałam, że to blondyn.

- Mogę? –zapytałam kiedy byłam już obok niego wskazując, na papierosa. Było widać, że jest zaskoczony. Chyba nie myślał, że mnie tu jeszcze dzisiaj zobaczy. Bez słowa wyciągnął go ze swoich ust i podał mi. Od razu go wzięłam, po czym zaciągnęłam się uspokajającym dymem.
________________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, ze nie było tak długo rodziału. No, ale w końcu jest i nieco dłuższy :) Czekam oczywiście na opinie o ile ten blog nie poszedł w niepamięć. 
Dopiska swojego tt lub dodanie się do obserwatorów=jesteście informowani xx

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 6

- Mogę cię podrzucić.
- Nie Zayn, przejadę się autobusem, mam za pięć minut, tylko musze się pospieszyć. –oznajmiłam pakując w pośpiechu potrzebne rzeczy do mojej torby.
- Jesteś pewna, że chcesz jechać sama? –zapytał, a ja przerwałam swoją czynności i spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Nie będziesz moim ochroniarzem, Zayn. Nie przesadzajmy. –powiedziałam, zanim spakowałam ostatni notes i zarzuciłam torebkę przez ramię. Zayn w tym czasie zrobił sobie herbatę i przechadzał się po domu w samych bokserkach.
- Dobrze, ja lecę. –powiedziałam, po czym podbiegłam do niego i dałam buziaka w policzek.
- Uważaj na siebie.
- Jasne. – krzyknęłam już zza drzwi, zamknęłam je za sobą i zbiegłam na dół. Musiałam się śpieszyć, gdyż nie miałam zamiaru się spóźnić. Była bardzo ładna pogoda. Założyłam obcisłe jeansy i białą koszulkę z czarnym kołnierzykiem. Wyprostowałam włosy, dzięki czemu wydawały się jeszcze dłuższe. Na nogi wsunęłam czarne baletki z ćwiekami, co było średnio dobrym pomysłem, ponieważ nieco mnie obcierały. Z biegu wskoczyłam do autobusu i skasowałam bilet. Było dość tłoczno, w końcu ósma rano. Każdy śpieszył się do pracy, szkoły. Stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w przesuwający się  krajobraz. Bardzo szybko minął mi czas jazdy i już byłam pod uczelnią. Weszłam do budynku i skierowałam się na piętro numer 2 pod aulę, w której miał być wykład. Zgromadziło się tam już kilku studentów z mojego roku.
- Och, Sara? No proszę. Co cię tu sprowadza?
- Nie bądź złośliwy Sean. –zwróciła się do niego Grace gromiąc go wzrokiem.
- Mi też was miło widzieć. –oznajmiłam z wyraźnie sztucznym uśmiechem i oparłam się o ścianę na wprost nich.
- Co u ciebie? Mam nadzieję, że wszystko dobrze. –zapytała krótkowłosa blondynka. Nadal uważam, że ta fryzura jej nie pasuje. Całkowicie odbiera jej kobiecość, no ale nieważne.
- Tak, musiałam zrobić sobie małą przerwę.
- Wakacje nie wystarczyły? –wtrącił się ten błazen Sean.
- Nie. –odburknęłam.
Spojrzałam na mały zegarek na moim nadgarstku. Profesor miał już kilkuminutowe spóźnienie. Ja gnałam tam na złamanie karku, a on widocznie wcale się nie śpieszył. Po chwili usłyszałam stukot obcasów i naszym oczom ukazała się starsza kobieta, pewnie wykładowczyni jakiegoś innego przedmiotu, której wcześniej tu nie widziałam.
- Proszę państwa, profesor Barkley nie zdoła dotrzeć na dzisiejszy wykład, bardzo mu przykro, ale dzisiejsze zajęcia się nie odbędą. –wyklepała, po czym obróciła się na pięcie i stukając obcasami przeszła na koniec korytarza. Wszyscy ucieszeni od razu skierowali się do wyjścia. Ugh, miałam nadzieję, że ten dzień chociaż w części spędzę poza domem. Miałam zamiar siedzieć na wykładzie i uważnie słuchać. No cóż. Spojrzałam znów na zegarek. Dziewiąta trzydzieści. Zayn pewnie już pojechał. Ma dzisiaj spotkanie, bardzo ważne. Być może dostanie się do zespołu. Mówił mi jak się nazywa, ale to jak zwykle wyleciało mi z głowy. W związku z tym czeka mnie puste mieszkanie. Skierowałam się do windy i wcisnęłam przycisk. Zjawiła się w mig. To dziwne, bo zazwyczaj czekałam na nią dość długo. Zjechałam na dół i opuściłam budynek uczelni. Postanowiłam, że trochę się przejdę i wsiądę do autobusu na innym przystanku. Tak dawno nigdzie nie wychodziłam. Dobrze jest zaciągnąć się świeżym, rześkim powietrzem. Szłam dość szybkim krokiem, aby nie zmarznąć, gdyż znacznie się ochłodziło, a na niebo wstąpiły deszczowe chmury. To w sumie całkiem normalnie, ale w pośpiechu nie zabrałam parasola. Stawiałam pewne kroki rozglądając się wszędzie. Oglądałam samochody, obserwowałam ludzi, których mijałam po drodze i co chwilę zerkałam na zegarek. Sama nie wiem po co, miałam wystarczająco czasu, aby dojść do przystanku, który sobie wyznaczyłam. Weszłam w ulicę ze sklepikami i różnymi instytucjami zaraz przy chodniku. Przypatrywałam się im dokładnie. Rzadko bywam na tej ulicy. Byłam tam może ze 2, 3 razy. Nie mam potrzeby tutaj chodzić. Chociaż teraz po dokładnym przyglądnięciu się, wiem, że jest tu dużo ciekawych rzeczy. Moją uwagę szczególnie przykuł oświetlony budynek z oszklonym wejściem. ‘Diamond Jacks Studio’ widniało czarnym napisem na szyldzie. Przystanęłam na chwile, aby dokładnie się przyglądnąć. To studio tatuażu. Wyglądało dość przytulnie, na tego typu miejsca. W środku wisiała pokaźna brytyjska flaga. Na czarnym fotelu siedziała jakaś kobieta, obok niej tęgi, wytatuowany mężczyzna w rękawiczkach. Przymierzali się chyba do zrobieniu tatuażu. Przy oknie siedział jeszcze jeden chłopak, ale tyłem do mnie. Rudowłosa klientka zauważyła, że przyglądam się i delikatnie się do mnie uśmiechnęła. Zrobiłam to samo. Już miałam odejść kiedy nagle, siedzący do mnie wcześniej tyłem chłopak, odwrócił swoją głowę. Niall? Blondyn uśmiechnął się do mnie życzliwie, po czym wstał i wyszedł do mnie. Nie przypuściłabym, że mogę go tam spotkać.
- Masz zamiar zrobić sobie tatuaż? Odważnie. –powiedziałam i zaśmiałam się cicho. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Nie, akurat nie. –odpowiedział, a ja uniosłam brwi. –Pracuję tu.- ? No nie, w życiu bym nie zgadła. On?
-Nie wyglądasz na tatuażystę. –oznajmiłam i spojrzałam na mężczyznę siedzącego w środku.
- Owszem, nie wyglądam jak on. –powiedział, kiedy zauważył, że przyglądam się „panu w rękawiczkach”. – ale nie jest powiedziane, że muszę być wytatuowany od stóp do głów, mogę nie mieć żadnego tatuażu, wystarczy, żebym potrafił je robić. –dodał.
- No tak. –powiedziałam, bo nie miałam pomysłu na nic innego, po czym zwróciłam swój wzrok z powrotem na rudą kobietę, aby tylko nie patrzeć na niego.
- Może chcesz zobaczyć jak to się robi? –zapytał. Zaskoczył mnie. Tak na serio, to byłam okropnie ciekawa. –Chodź. –powiedział i otworzył czerwone drzwi, na co one odezwały się dzwoneczkiem. Zrobiłam niepewny krok w przód i nagle poczułam jego rękę na mojej talii, która sugerowała, abym śmiało weszła do środka.
- Jack, to jest Sara. –powiedział Niall, zamykając za sobą drzwi.
- Cześć Sara, to co może jakiś tatuaż? –zapytał szczerząc się.
- Może innym razem. –oznajmiłam trochę zawstydzona.
- A to Nicole, nasza stała klientka. –wskazał na rudowłosą, a ona się uśmiechnęła. Rzeczywiście musi być stałą klientką. Jej ręce prawie całe były pokryte tatuażami.
- Nie będziemy im na razie przeszkadzać. Jack robi dość skomplikowany rysunek. Chodź pokażę ci co i jak. –oznajmił i złapał moją rękę, pociągając mnie za sobą, a przez moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Weszliśmy do mniejszego pomieszczenia. Od razu w oczy rzuciły mi się dziwne sprzęty leżące na białej komódce.
- To maszynki do tatuażu. –odpowiedział blondyn. Wyglądały nas trochę skomplikowane mechanizmy. Obok niej leżały igły różnej grubości. Wzdrygnęłam się na samą myśl, że mogłyby być w mojej skórze.
- To boli? –zapytałam i spojrzałam na niego.
- Na ogół tatuowanie nie jest bolesne, raczej drażniące. Są miejsca bardziej i mnie wrażliwe na ból. Miejsca bliżej kości bardziej bolą. –oznajmił z uśmiechem. Podeszłam do kolejnej półki, na której leżały grube katalogi.
- Mogę?
- Jasne, śmiało. –odpowiedział i stanął obok mnie.
Oglądałam z zaciekawieniem wzory tatuaży, a Niall opowiadał mi z chęcią o każdym z nich. Czy ciężko je robić, i w ogóle jak się je robi. To wszystko było bardzo ciekawe. Widać, że właśnie to go interesuje. Cóż, w życiu nie przypuściłabym, że jest tatuażystą, a jednak. Pozory mylą. Kiedy w końcu spojrzałam na zegarek, była już 3. Nie mogłam uwierzyć, że tak długo rozmawialiśmy. Wydawało mi się, że minęło góra 2 godziny.
- Będę lecieć. –oznajmiłam w końcu.
- Może miałabyś ochotę napić się ze mną dziś wieczorem herbaty? –zapytał, a ja zaśmiałam się.
- Hm, chyba wolałabym coś mocniejszego. –powiedziałam, a jego brwi wyskoczyły w górę.
- O 6 kończę, przyjadę po ciebie o 7 okej?
- Okej. –odpowiedziałam, po czym razem z Niall’em wróciłam do pomieszczenia, gdzie siedział Jack.
- Dobrze, że jesteś, pani do ciebie. –powiedział Jack wskazując na śliczną czarnowłosą kobietę.
- To do zobaczenia. –oznajmił cichym głosem Niall i otworzył mi drzwi, a ja wyszłam uśmiechając się do niego delikatnie. No tak, teraz to na pewno jestem spóźniona. Skrzyżowałam ręce na piersiach i nie zwlekając ruszyłam tam, gdzie miałam się udać kilka godzin wcześniej. Na prawdę miło spędziłam czas. Zastanawiałam się tylko czy zgodzenie się na spotkanie to był dobry pomysł. Może to jeszcze nie czas na jakąś nową znajomość. Och, a z resztą, co mi szkodzi. To tylko drink. Za dużo myślę. Szukam tylko dziury w całym. Przyśpieszyłam nieco kroku. Po kilku minutach dotarłam na przystanek. Nie czekałam długo na autobus. Wsiadłam do środka, zajęłam miejsce i zaczęłam analizować moje miłe spotkanie z Niall’em.
______________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Mam nadzieję, że nie przynudzam :D Czekam na wasze komentarze :) Aa i informuję was, że w następnym rozdziale będzie działo się coś więcej, w sensie, no nieważne, sami zobaczycie :D I przepraszam, za dużą czcionkę w niektórych miejscach, ale coś się pierdoli i nie umiem zmienić hihi xd
Aha i jeszcze co do szablonu to zrobiłam go w gimie, ale nie pamiętam skąd pobierałam :)
Dopiska swojego tt lub dodanie się do obserwatorów=jesteście informowani xx

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 5

- Palenie jest niezdrowe, ale widzę, że masz ochotę, więc posłużę pomocą, może to jakoś załagodzi niemiłe okoliczności dzisiejszej nocy. –oznajmił blondyn. Co? On? Tutaj?
- Co ty tutaj robisz? –zapytałam z niedowierzaniem. Zignorował moje pytanie. Podniósł zapalniczkę i nacisnął przycisk uwalniając z niej płomyczek ognia. Zapalił mojego papierosa, a ja głęboko zaciągnęłam się uspokajającym dymem, po czym wypuściłam go z ust. Było mi lepiej. Tego potrzebowałam.
- Mieszkasz tu?
- Nie. To znaczy, tak. –odpowiedziałam nie będąc pewna, czy to zgodne z prawdą, a następnie znów nabrałam dymu do mojego gardła. Kiedy jestem zdenerwowana to zawsze mi pomaga. Jest lepsze niż jakiekolwiek leki uspokajające. Nagle poczułam, że papieros wysuwa mi się z ust. Otworzyłam oczy i zaczęłam się krztusić. Dym zaleciał mi tam gdzie nie trzeba, a po chwili zorientowałam się, że papieros znajduję się w ręce Niall’a.
- Widzisz, to tylko ci szkodzi. –oznajmił i sam umieścił go w swoich ustach. Nabrał dymu i wypuścił go odwracając głowę. Szczerze, to byłam trochę zdezorientowana. Nawet bardzo. Co to miało być? On widząc moją zaskoczoną minę zaczął się śmiać. To było zaraźliwe, bardzo. Sama zaczęłam chichotać. W końcu oboje przestaliśmy, a ja spoważniałam. Jednak jemu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Moja oferta z kawą nadal aktualna. –oznajmił nadal rozbawiony.
- Nie pijam kawy.
- Hm, więc co pijasz?
Zaśmiałam się.
- Herbatę. –odpowiedziałam.
- No dobrze, to co powiedz na herbatę? –zapytał i zsunął na swoje oczy czarne ray bany, gdyż słońce właśnie przedarło się przez chmury.
- Wiesz, nie wydaje mi się żeby był to najlepszy moment. –oznajmiłam opuszczając głowę.
- Dlaczego?
- Nienajlepiej się ostatnio czuję.
- Myślę, że ze mną poczujesz się lepiej. –powiedział i dmuchnął dymem z papierosa w moją twarz. – To jak?
I co ja miałam powiedzieć? Nie miałam raczej ochoty na żadne wyjścia, tym bardziej z chłopakami. Chciałam pobyć trochę w samotności, ale wiedziałam, że z Zayn’em jest ciężko o coś takiego. Miałam zamiar zastanowić się co dalej, ale na samą myśl o analizowaniu wszystkiego robiło mi się niedobrze.
- Myślę, że najlepiej poczuję się w towarzystwie samej siebie. -oznajmiłam wzruszając ramionami.
- Jasne. Dajesz mi drugiego kosza. No, ale mówią, że do trzech razy sztuka. Na razie. –odpowiedział, po czym odwrócił się i po prostu odszedł.
Kosza? Przecież zapytał tylko o kawę. Ale ja nie mam teraz nastroju na żadne kawki, herbatki i etc. Chcę.. sama nie wiem czego chcę. Czułam, że teraz wszystko będzie mi przechodziło z trudem, ale czy nie wyczerpałam już limitu pecha? Może los w końcu się do mnie uśmiechnie i jakoś wynagrodzi to wszystko. Szczerze w to wątpiłam. Urodziłam się z pechem, poza tym w mojej rodzinie to chyba normalne. Nie ważne. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do budynku. Zdecydowałam się pójść schodami. Trochę ruchu mi nie zaszkodzi. Nagle usłyszałam odgłos trzaskających drzwi, a po chwili moim oczom ukazał się lekko zdyszany Zayn.
- Gdzie ty byłaś? Zaczynałem się martwić. –zapytał wyraźnie przerażony. Nie odpowiedziałam nic, tylko stałam i patrzyłam w jego oczy nie wyrażając żadnej emocji. Nagle on przybliżył się do mnie, po czym objął mnie rękoma za szyję przyciągając do siebie.
- Przepraszam Sara, ale poniosły mnie nerwy. –powiedział w moje włosy, a ja objęłam go rękami w pasie, dając znak, że wybaczam. W końcu bardzo go kocham. Jest dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. To okropne być jedynaczką. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby go nie było. Nie miałabym nawet gdzie pójść.
- Dziękuję, że jesteś. –oznajmiłam ledwo słyszalnym głosem. Poczułam, że się uśmiechnął.
- Chodź, nie będziemy tu stać cały dzień. –powiedział, zanim wyszliśmy z powrotem na górę.
Po powrocie do mieszkania, zdecydowałam się na ciepłą kąpiel, a następnie położyłam się do łóżka. Chciałam odpocząć. Zayn oddał mi swoją sypialnię i oznajmił, że on prześpi się na kanapie. To miło z jego strony. Mimo tego, że byłam bardzo zmęczona, ciężko było mi zasnąć. Miliony myśli kłębiło się w mojej głowie, co nie pozwalało mi się wyłączyć nawet na chwilę. Dopiero po kilku godzinach zapadłam w głęboki sen.

*
-Mamo! Mamo! –krzyczałam na całe gardło potrząsając ją za ramiona. – Mamusiu, obudź się! Powiedz coś! Mamo! – nie ruszała się. Miała zamknięte oczy. Trzymałam jej rękę, mocno ją ściskając. Mówiłam do niej, ale ona nic nie odpowiadała. Po moich dziecięcych policzkach spływały pojedyncze łezki. Do pokoju, weszło dwóch starszych panów. Przestraszyłam się i przytuliłam moją leżącą na ziemi mamusię.
- Zostawcie nas. Mamusia tylko śpi, zaraz się obudzi. –oznajmiłam jąkając się. Jednak oni mnie nie słuchali. Jeden pan chciał wziąć mnie na ręce, ale ja nie mogłam zostawić mamy. Chciałam poczekać, aż otworzy oczy. Ściskałam mocno jej białą dłoń, a duży pan próbował wyciągnąć jej rękę z mojego uścisku. Udało mu się. Podniósł mnie i chciał wynieść z pokoju. Szarpałam się i krzyczałam. Chciałam do mamy, do mojej mamusi, ale ona nie chciała się obudzić. Bardzo mocno spała.
*
- Sara! –usłyszałam nagle głos Zayn’a. Oszołomiona z trudem podniosłam ciężkie powieki. Ujrzałam nad sobą jego przerażoną twarz.
- Sara, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? –moje serce biło jak szalone. To sen. Tylko sen. Wzięłam głęboki oddech.
- Już, to tylko sen. –odpowiedziałam spokojnie przełykając ślinę. Po chwili poczułam wokół siebie rękę Zayn’a. Przytuliłam się do niego, ocierając mokre policzki.
- Jesteś tu bezpieczna. –powiedział, starając się mnie uspokoić, ale w mojej myśli nadal było to, co ujrzałam w moim śnie.
- Która godzina? –zapytałam po chwili, widząc przedzierające się przez ciemne zasłony światło.
- Jedenasta.
Przytaknęłam głową i ponownie wzięłam głęboki oddech.


Minęło kilka dni. Prawie w ogóle nie wychodziłam z domu. Zayn zrobił sobie wolne i całymi dniami przesiadywał ze mną. Było odrobinę lepiej, ale tylko drobinę. Nadal kiepsko się czułam. Nie mogłam sypiać. Nękały mnie koszmary przypominając moją okropną przeszłość. Prawie codziennie budziłam się z płaczem. Jace ani razu się nie odezwał. Bogu dzięki. Chyba zrozumiał, że to koniec. Może w końcu będzie dobrze, bo nie pamiętam kiedy ostatnio tak było. Musiałam w końcu wrócić na wykłady. Miałam dużo zaległości, ale to dobrze. Może nauka zajmie trochę moje myśli. No tak, co studiuję. Architektura wnętrz. Szczerze nie wiem, dlaczego wybrałam akurat to, ale prawdą jest, że ciągnie mnie do tego typu rzeczy. W każdym razie, musiałam z powrotem zacząć uczęszczać na uczelnię. Nie mogłam do końca żyć tym co było. Musiałam w końcu wziąć się w garść i raz na zawsze zakończyć ten cholerny rozdział mojego życia.
____________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Hej! Jak tam po świętach? Przepraszam, że czekaliście tak długo, ale jakoś tak wyszło :) Czekam na wasze opinie :)
Dopiska swojego tt do komentarza lub dodanie się do obserwatorów=jesteście informowani :)
Kolejny wkrótce xx

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

Nie musiałam długo czekać. Zaledwie piętnaście minut później do mojego pokoju wbiegł zdyszany Zayn, a za nim oszołomiona pielęgniarka.
- Proszę pana to jest szpital! Proszę się zachowywać! – oznajmiła oburzona. On całkowicie ją zignorował i od razu podbiegł do mojego łóżka. W jego oczach było widać strach. Och Zayn. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
- Nic ci nie jest? Mogę cię przytulić? –zapytał z troską, a ja tylko skinęłam głową, a po chwili znalazłam się już w jego ramionach. Pielęgniarka widząc to słusznie wycofała się z powrotem na korytarz. Moja tama puściła. Zaczęłam głośno szlochać, obejmując go mocno za szyję. Powróciły wszystkie wspominania z wczorajszego dnia i nocy.
- Już dobrze, Sara. – starał się mnie uspokoić głaskając moje plecy, ale ja nie potrafiłam przestać płakać. Do mojej głowy wkradły się okropne słowa Jace’a. „Jesteś zwykłą dziwką słyszysz!”, a później ten wypadek, okropny sen. Och, Zayn jak dobrze, że jesteś.
- Cii, nie płacz już. – mówił delikatnie kołysząc mnie w swoich objęciach. Nie mam pojęcia jak długo płakałam, ale w końcu udało mi się trochę opanować swoje łzy.
- Cieszę się, że jesteś. –powiedziałam to niemal szeptem, jąkając się przy tym. Pociągnęłam niedbale nosem i puściłam jego szyję. Siedział na skraju mojego łóżka, dlatego przesunęłam się lekko, aby zrobić mu więcej miejsca, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi, tylko cały czas z niepokojem wpatrywał się w moją twarz.
- Nie patrz tak na mnie. – oznajmiłam, kiedy stało się to dla mnie niekomfortowe, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, że mam okaleczony policzek.
- Kiedy to się stało? –zapytał spokojnie.
- Co?
- Wypadek.
- Dzisiaj w nocy. –oznajmiłam niechętnie wpatrując się w niebieską pościel.
- Co robiłaś w nocy na mieście? –przełknęłam ślinę. Milczałam.
- To od wypadku? –zapytał dotykając delikatnie palcami mojego policzka. Zacisnęłam oczy, gdyż każde, nawet lekkie dotknięcie sprawiało mi ból. Zayn widząc to cofnął swoją rękę. Nie potrafiłam mu powiedzieć, ale wiedziałam, że prędzej czy później i tak się dowie. Nadal milczałam, mając nadzieję, że da mi spokój.
- Sara, powiedz mi. –co miałam mu powiedzieć? To, że mój chłopak mnie wczoraj zlał? Po moim policzku spłynęła łza. Nadal miałam spuszczony wzrok, tym razem na swoje ułożone na kołdrze ręce. Czułam, że on już to wie, albo przynajmniej się domyśla. Nie chciałam znowu płakać, ale nie mogłam powstrzymać łez.
- Zabije gnoja! –krzyknął i wstał gwałtownie prawie przewracając krzesło, które stało obok. Podszedł do okna i złapał się za głowę, po czym już nieco spokojniejszy usiadł z powrotem na moim łóżku.
- To był pierwszy raz?- zapytał spokojnie, a ja spojrzałam na niego zapłakanymi oczyma.
- Nie. –odpowiedziałam tak cicho, że nawet nie wiem czy mnie usłyszał.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Dlaczego? Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Przepraszam. –wyszeptałam i znów się rozpłakałam chowając twarz w dłoniach.
To wszystko było dla mnie trudne, ale zmogłam się w sobie i opowiedziałam wszystko Zayn’owi. Pomyślałam, że tak będzie lepiej, że może będzie mi lżej, jednak nie czułam jakiejś specjalnej ulgi. Nie wiedziałam co teraz będzie, gdzie się podzieję. Wiedziałam, że Zayn będzie nalegał, abym zatrzymała się u niego, ale nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Może powinnam gdzieś na trochę wyjechać?
Po południu rudowłosa lekarka przyniosła moje wyniki. Nie było nic niepokojącego, poza kilkoma stłuczeniami i siniakami, więc od razu mogłam zgłosić się po wypis i tak zrobiłam, gdyż nie miałam najmniejszej ochoty zostać tam ani chwili dłużej. Zayn wziął moją torbę, znaczy torbę Jace’a i wyszliśmy razem ze szpitala.
- Hej! Ymm, ty w białym podkoszulku! –usłyszałam czyjeś głośne wołanie, a, że miałam biały podkoszulek odwróciłam głowę. Zobaczyłam blondyna, biegł w moją stronę. Wołał mnie? – Zaczekaj! –zatrzymałam się, a Zayn razem ze mną.
- Przepraszam, nie wiem jak masz na imię. –oznajmił zdyszany, kiedy nas dogonił, a ja zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam czego ode mnie chciał. Dałam znak Zayn’owi, aby poszedł do auta, a on niechętnie się od nas oddalił.
- Czego chcesz? –zapytałam oschle.
- Wypuścili cię już?
- A co miałeś nadzieję, że przywiążą mnie do łóżka, żebym czasem nie wyskoczyła przez okno?
- Przepraszam cię, ale z mojej perspektywy naprawdę to tak wyglądało. –prychnęłam.
- Fajnie, że zrobiłeś ze mnie wariatkę.
- Dobra odkręcę to. – oznajmił wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczyma, a ja skrzyżowałam ręce na piersiach. – Chciałem ci podziękować, że nie zeznałaś, że jechałem z trochę za duża prędkością.
- Trochę? W sumie to chyba żałuję, że tego nie powiedziałam. Należałoby się takiemu idiocie jak ty. – co? Powiedziałam to? Oczy blondyna rozszerzyły się. Nie spodziewał się tego. Sama nie wiem czemu byłam dla niego taka niemiła. Przecież on nic nie zrobił. To ja wparowałam mu pod koła, co prawda przez przypadek, ale w sumie mogło to wyglądać, jakbym zrobiła to celowo. Zawiózł mnie do szpitala, siedział przy mnie, a teraz dziękuje mi, ze skłamałam policji. Hmm chyba nie zasługiwał na obelgę.
- Cholera przepraszam cię. Nie chciałam tego powiedzieć. Nie jestem po prostu w najlepszym nastroju. – oznajmiłam już nieco bardziej delikatnie, a on się lekko uśmiechnął.
- W porządku. Nie przedstawiłem się. Niall. –powiedział ciepło podając mi dłoń.
- Sara. –uścisnęłam ją bardzo lekko i niepewnie.
- Wiem, że spotkaliśmy się w dość nie fajnych okolicznościach, ale może moglibyśmy to jakoś naprawić. Co byś powiedziała na kawę? – zapytał, a moje brwi wyskoczyły do góry. Tego się kompletnie nie spodziewałam.
- Emm..- tylko taki dźwięk udało mi się z siebie wydusić.
- Nie. Dobra, głupi pomysł. – oznajmił ewidentnie zakłopotany, a ja spuściłam wzrok.- Będę leciał. Przepraszam za wszystko i dziękuję. –uśmiechnął się, poczym odwrócił się i skierował  na parking. Odprowadziłam go wzrokiem do póki nie zniknął mi z oczu i sama udałam się z powrotem do Zayn’a. Czekał zniecierpliwiony w samochodzie. Wsiadłam nie odzywając się ani słowem i zapięłam pas. Czułam jego wzrok na sobie.
- Kto to był? –odezwał się.
- Ym, nieważne.
- Nieważne?
- Zayn proszę cię daj mi spokój, jestem zmęczona, więc nie zasypuj mnie niepotrzebnymi pytaniami. –oznajmiłam.
Nic nie odpowiedział, tylko zapalił samochód i ruszyliśmy. Rozglądam się wokół szukając blondyna. Niall’a. Tak miał na imię. Kawa? Nie piję kawy. Po co chciał się spotkać. Może na mnie leci? Boże, co za idiotyczna myśl. Poprzewracało mi się w głowie od tego wszystkiego. Ach, nieważne. Naprawdę byłam zmęczona. Za dużo wszystkiego. Za dużo emocji, przede wszystkim negatywnych. Dlaczego mnie to spotyka? Cholerne życie. Nic mi się nie układa. Nie mam za grosz szczęścia do facetów. Od dziecka. Jak dziś pamiętam jaka byłam zauroczona w takim jednym, co prawda w podstawówce, ale to też się liczy. Dawałam mu spisywać zadania, pomagałam z matmy. A on co? Co roku walentynka do Samanty. Ugh, to musiał być znak, że czeka mnie pech. A tak wracając do rzeczywistości. Co teraz będzie? O mój Boże, to wszystko było bardziej skomplikowane niż myślałam. Nagle samochód się zatrzymał.
- Jesteśmy.
- Mam zatrzymać się u ciebie? –zapytałam, rozpoznając blok Zayn’a.
- Tylko mi nie mów, że chcesz wrócić do tego gnoja.
- Nie. –odpowiedziałam stanowczo.
Wysiedliśmy z samochodu, chłopak zabrał torbę i weszliśmy do windy, po czym wyjechaliśmy na 8 piętro. Milczeliśmy cały czas. Nie miałam zamiaru się odezwać. Niby co miałbym powiedzieć. Tak naprawdę to potrzebowałabym trochę samotności, ale cóż.
- Czuj się jak u siebie. –oznajmił Zayn, przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam do środka i skierowałam się do kanapy. Usiadłam i schowałam twarz w rękach, które oparłam na kolanach.
- Sara, ja jednego nie rozumiem. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Nie ufasz mi?
- Zayn myślałam..
- No właśnie, czy ty w ogóle myślałaś? –przerwał mi.- Na co ty czekałaś? Aż stłucze cię do nieprzytomności?! Ale ty i tak byś mu wybaczyła, bo przecież masz takie dobre serce. –  mówił to prawie krzycząc. Dość, nie miałam zamiaru tego słuchać, potrzebowałam w nim oparcia, a nie tego, aby mówił mi co zrobiłam źle. Wstałam z kanapy i jak burza przeszłam obok Zayn’a kierując się do drzwi. Chciał złapać mnie za rękę, ale nie udało mu się. Wybiegłam pędem z budynku, a kiedy byłam już na zewnątrz oparłam się o ścianę, po czym znów zaczęłam płakać. Nie miałam już na to siły, ale łzy same leciały. Otworzyłam torebkę i wygrzebałam, z niej paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego, włożyłam do ust i zaczęłam szukać zapalniczki. Na marne. Nie zabrałam jej z domu. Miałam taką cholerną ochotę zapalić.
- Ognia? –usłyszałam głos za sobą i odwróciłam się wyciągając papierosa z ust.
_________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
 Hej, przapraszam, że tak późno, ale cóż tak wyszło. Tak w ogóle to WESOŁYCH ŚWIĄT ♥ Mam nadzieję, że rodział się spodobał. Prosze o opinie, bo to naprawdę dla mnie bardzo ważne i motywujące. 

Dopiska swojego tt do komentarza lub dodanie się do obserwatorów=jesteście informowani :)
Ciąg dalszy nastąpi niedługo xd

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 3

Proszę, błagam niech da mi spokój. Błagam. Po moich policzkach spływały łzy. Tak bardzo się bałam. Zbliżył się do mnie i dzieliła nas bardzo niewielka odległość.
- Myślałaś, że mi uciekniesz suko?! – krzyknął do mnie. Proszę, błagam, niech da mi spokój. Jego rękę powędrowała na moje plecy. Owinął sobie moje włosy wokół dłoni i mocno za nie pociągnął. Musiałam na niego spojrzeć. Jego oczy płonęły gniewem, a usta były zaciśnięte w cienką linię.
- Jesteś tak głupia, że aż mi cię żal. –w jego głosie było słychać pogardę. Puścił moje włosy i złapał mnie za ramiona, po czym z całej siły popchnął na ścianę. Uderzenie było tak mocne, że odbiłam się od ściany i zsunęłam się na ziemię. Stanął nade mną i zaczął się głośno śmiać. Jego śmiech był przerażający. Po chwili spoważniał.
- A teraz szybko pożałujesz tego co zrobiłaś.- oznajmił surowo i uniósł nogę zadając mi okropny cios w brzuch. Wydałam głośny okrzyk kiedy ból przeszywał bezlitośnie moje ciało.

***
Obudził mnie krzyk. Mój? Osz cholera. Z trudem podniosłam swoje ciężkie powieki. Czułam na moich policzkach łzy. Obraz był zamazany. Serce biło mi ja szalone. Gdzie jestem? Jace? On tu jest? W końcu wszystko stało się ostre. Nade mną stało dwóch mężczyzn i kobieta
- Miała pani zły sen. Jak się pani czuje? Coś panią boli? Proszę nam powiedzieć jak się pani nazywa. –odezwał się mężczyzna w okularach.
- Gdzie jestem? –zapytałam z trudem oszołomiona tym co przed chwilą czułam.
- W szpitalu. Miała pani wypadek i straciła pani przytomność. Niczego pani nie pamięta? –uff to tylko zły sen.
- Ach, no tak. – wszytko mi się przypomniało. Jasper, pokój, ucieczka, a później jeszcze ten cholerny samochód.
- Jak się pani nazywa? –zapytała ruda kobieta.
- Sara Scott. –odpowiedziałam szybko, a kobieta zanotowała to chyba na jakiejś kartce.
- Dobrze, proszę tu poczekać. Pielęgniarka zaraz tu przyjdzie, aby zabrać panią na badania.
- Badania?
- Tak, musimy sprawdzić, czy nie ma pani jakiś wewnętrznych obrażeń, poza tymi powierzchownymi.
- Ja straciłam tylko przytomność, to wszystko, wiec po co badania? Nic mi nie jest. –oznajmiłam pewnie i lekko się poruszyłam, co spowodowało nieprzyjemny ból w moim brzuchu. Nieświadomie wydobyło się ze mnie ciche syknięcie.
- No właśnie, lepiej będzie jeśli sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku. Proszę tu chwilę zaczekać. –oznajmiła rudowłosa, po czym wyszła z pokoju razem z pozostałą dwójką.
Nic mi nie jest. Nie chcę żadnych badań. To tylko strata czasu. Jak ja się tu znalazłam? Kto mnie przywiózł? Ugh, nie nawiedzę takich sterylnych sal, białych ścian, pościeli. Chcę już stąd wyjść. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi, a po chwili zza nich wychylił się blondyn. To on! Ten, który wczoraj prawie mnie potrącił.
- Mogę? –zapytał, a ja skinęłam głową. - Dlaczego nie powiedziałaś, że się źle czujesz. Oszczędziłabyś mi może wtedy trochę strachu.
- Nie czułam się źle, po prostu zakręciło mi się w głowie i tyle. –odpowiedziałam spokojnie- Ty mnie tutaj przywiozłeś?
- Tak. Dobrze, że zaczekałem jeszcze chwilę, bo mogliby mi postawić zarzuty ucieczki z miejsca wypadku. A miałem cię zostawić nieprzytomną na chodniku? –na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.- Miałaś zły sen? Krzyczałaś.
Świetnie. Pewnie słyszał to cały szpital.
- Tak. –odpowiedziałam i wzdrygnęłam się na myśl okropnego snu.  –Która godzina? -zapytałam chcąc zmienić temat.
- Ósma.
- Krótko spałam. –stwierdziłam.
Do pokoju weszła młoda pielęgniarka ubrana w niebieski strój.
- Dobrze, a teraz zabiorę panią Scott na badania. –zwróciła się do blondyna, a ja zmarszczyłam czoło. Powinnam podziękować niebieskookiemu za to, ze mnie przywiózł? Ale przecież mnie potrącił. Sama nie wiem, co wypada zrobić. Kobieta podeszła do mojego łóżka i odpięła kroplówkę. Dopiero teraz zauważyłam, że mam wbitą igłę w nadgarstek. Cholera, jest posiniaczony. To przez Jace’a. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na pielęgniarkę, a ona uśmiechnęła się do mnie życzliwie, po czym zabrała mnie na masę niepotrzebnych badań.

Kiedy wróciłam do sali czekało na mnie tam dwóch policjantów. Przestraszyłam się. W pewnym momencie pomyślałam, że ktoś się dowiedział o tym co zrobił mi Jace, ale oczywiste było to, że chcieli porozmawiać na temat wypadku. Rozglądałam się najpierw po korytarzu, a później po sali, ale blondyn gdzieś nagle zniknął. W sumie to dlaczego miałby przy mnie siedzieć? Pielęgniarka podwiozła mnie wózkiem pod samo łóżka i kazała się położyć. Wypełniłam jej prośbę, a ona zostawiła mnie samą z dwójką funkcjonariuszy.
- Chcielibyśmy porozmawiać z panią o wczorajszym, znaczy dzisiejszym zdarzeniu, pani Scott. –odezwał się jeden z nich. Zastanawiałam się kto w ogóle zgłosił ten wypadek.
- Nie zauważyłam tego samochodu, to wszystko. –oznajmiłam pokazując swoje wyraźne zniechęcenie do rozmowy.
- A czy nie zrobiła pani czasem..- poczułam zawahanie w jego głosie- tego specjalnie?
- Słucham?! – nie, to są jakieś żarty.
- Kierowca zeznał, że wbiegła mu pani prosto pod koła. –co za idiota.
- Powtarzam panu po raz drugi, nie zauważyłam tego samochodu. –powiedziałam wypowiadając to zdanie jak do dziecka.
- No dobrze. Czyli nie zauważyła pani nawet świateł samochodu, bo z tego co mi wiadomo do zdarzenia doszło około godziny 3 nad ranem, a z tego co mi wiadomo o tej porze jest ciemno. –ten facet zaczynał działaś mi na nerwy.
- Czy pan próbuje zrobić ze mnie samobójczynię?! Byłam zamyślona, zagapiłam się. Jeszcze jakieś pytania? Chciałabym odpocząć. –oznajmiłam szorstko.
- W takim razie to wszystko. Do wiedzenia.
W końcu sobie poszli. Durne przesłuchanie. Chcę już stąd wyjść! Nie mam zamiaru tutaj gnić. Chcę do domu! Och, czy na pewno chcę do domu? Nie, cofam tę myśl. Muszę zadzwonić do Zayn’a, powiedzieć mu żeby się nie martwił. Ale on nie da mi spokoju. Mam mu powiedzieć? Mam mu nie mówić? Nie wiedziałam co zrobić. Tak, czy inaczej musiałam do niego zadzwonić. Wcisnęłam czerwony guziczek na pilocie koło łóżka, a po chwili w moim pokoju zjawiła się pielęgniarka.
- Coś się stało?
- Chciałabym zadzwonić.
- Dobrze, proszę poczekać, przyniosę telefon. –oznajmiła i po kilku sekundach zjawiła się z powrotem podając mi telefon.
Wykręciłam szybko numer, aby się nie rozmyślić i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham.
- Zayn, cześć.
- Sara?! Sara do cholery, co się z tobą dzieje?!
- Nie krzycz. –oznajmiłam spokojnie, chociaż wiedziałam, że jest wkurzony.
- Dlaczego masz wyłączony telefon?! Dzwoniłem chyba z milion razy!
- Przepraszam, już wszystko okej. –usłyszałam jak westchnął.
- Już? Gdzie ty jesteś?
- Nic mi nie jest. –wiem, że nie da za wygraną.
- Gdzie jesteś? Sara!
- W szpitalu.
- Co?!
- Miałam mały wypadek. –oznajmiłam niemal szeptem.
- W jakim szpitalu?
- Już jest okej.
- Sara, w jakim szpitalu?

- St Thomas. –zaraz po tym kiedy to powiedziałam rozłączył się. Och, stęskniłam się za nim, ale nie wiem czy chcę, aby zobaczył mnie w takim stanie. Jednak mimo wszystko i tak będę musiała mu powiedzieć.
________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Hm, co by tu powiedzieć. Oczywiście czekam na wasze opinie. Każde, złe, dobre. Jesli uważacie, ze powinnam coś zmienić piszcie śmiało. Co do wyglądu bloga, jest na razie jak jest, bo nie mam za bardzo czasu się tym zająć, ale święta za chwilę, więc postaram się coś z tym zrobić. Jesli ktoś chce być jeszcze informowany to dopiska nazwy tt (nie dot. osób, które już to zrobiły) lub dodajcie się do obserwatorów :)
To chyba tyle. xx
Kolejny wktótce i obiecuję, że z nieługo się rozkręci :D

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 2

Otworzyłam swoje zaspane oczy. Cholera, zasnęłam. Było już ciemno. Przez okna lekko przedzierało się tylko światło ulicznej latarni. Byłam przykryta kołdrą, ale nie przypominam sobie, abym to zrobiła. Odwróciłam lekko głowę. Nie było go, więc gdzie jest? Zegarek na stoliku nocnym wskazywał 2 w nocy. Powoli i najciszej jak tylko potrafiłam wysunęłam się spod ciepłej kołdry. Podeszłam do drzwi i złapałam za klamkę. Były otwarte. Uchyliłam je i wysunęłam głowę, aby się rozglądnąć. Całe mieszkanie było pogrążone w ciemności. Prześlizgnęłam się przez uchylone drzwi i na palcach skierowałam się do salonu. Nie było go. Kuchnia, łazienka. Nigdzie go nie było. Gdzie poszedł? A co jeżeli zaraz wróci i zobaczy, że nie śpię, tylko szwendam się po mieszkaniu? Moje serce od razu zaczęło bić szybciej ze strachu. Opuściłam kuchnię i wróciłam z powrotem do małego salonu. Nagle usłyszałam jakiś dziwny odgłos. Odwróciłam się będąc w pełnej gotowości, jednak niczego nie zauważyłam. Zaczęłam się powoli cofać, rozglądając się, po ciemnym pomieszczeniu, aż nagle poczułam coś pod stopą i znów usłyszałam niepokojący odgłos. Serce podeszło mi do gardła. Niepewnie odwróciłam swoją głowę i ujrzałam Jace’a. Mój Boże. Leżał na podłodze pomrukując coś pod nosem, a obok niego leżała duża, pusta butelka alkoholu. Był pijany. Nie wiem jak bardzo, ale w tym momencie spał, bardzo mocno jak mi się zdawało. Zaczęłam uspokajać swój głośny oddech, po czym wycofałam się z pokoju. Teraz, albo nigdy. Wróciłam szybko do sypialni i wyciągnęłam spod łóżka jego sportową torbę. Wrzuciłam jakąś bieliznę, portfel i jeszcze kilka innych rzeczy i pośpiesznie ją zasunęłam. Założyłam trampki, które leżały obok łóżka i przełożyłam torbę przez ramię. Wzięłam głęboki oddech i znów prześlizgnęłam się przez lekko uchylone drzwi. Byłam już bliska ucieczki, jednak przed samymi drzwiami potknęłam się o podwinięty dywan i upadłam jak długa. Och nie, tylko nie to. Miałam nadzieję, że go nie obudziłam. Pośpiesznie zaczęłam zbierać się z podłogi. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu lampa, która wisiała nad drzwiami zaświeciła się. Po raz drugi serce podeszło mi do gardła. Przełknęłam głośno ślinę.
- Wybierasz się gdzieś? –usłyszałam za sobą niewyraźny głos Jace’a.
Złapałam szybko za klamkę, ale drzwi były niestety zamknięte. Zaczęło zbierać mi się na płacz.
- Tego szukasz?
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Opierał się o ścianę, a w ręce trzymał klucze i wymachiwał nimi. Oderwał się od ściany i zrobił bardzo chwiejny krok w moją stronę, chowając za sobą brzdękający metal . Był pijany. Musiałam to jakoś wykorzystać, tylko jak? Po chwili zorientowałam się, że stoi przede mną. Czułam jego okropny, alkoholowy oddech. Zrobiło mi się niedobrze, ale musiałam wytrzymać.
- Gdzie miałaś zamiar wybrać się o tej porze? –plątał mu się język, a jego oczy były zamglone.
Przybliżyłam się do niego i powstrzymując odruch wymiotny, musnęłam jego usta swoimi.
- Um, podoba mi się to. –mruknął, a ja objęłam go w pasie szukając jego dłoni, które trzymał gdzieś za sobą. Zaczęłam pocierać jego szyję nosem, aby jakoś odwrócić jego uwagę. To nie było jednak wcale takie łatwe. Przejechałam palcami po brzegach jego koszulki i uniosłam ją lekko w górę.
- A to, nie będzie nam potrzebne. –oznajmiłam starając się brzmieć jak najbardziej uwodzicielsko.
Abym mogła zdjąć mu koszulkę musiał unieść ręce, a kiedy to zrobił wyrwałam szybkim ruchem klucze z jego ręki i zarzuciłam mu dół materiału na głowę popychając go lekko, a że był pijany, upadł a podłogę. Miałam kilka sekund, aby otworzyć zamek. Włożyłam kluczyk i przekręciłam go, zaś drugą ręką nacisnęłam na klamkę. Wybiegłam z mieszkania zamykając z hukiem drzwi i zbiegłam na dół omijając po kilka schodów na raz. Cud, że udało mi się po nich zbiec nie zaliczając żadnego upadku, co często mi się zdarzało. Kiedy byłam już na zewnątrz zatrzymałam się na chwilę, aby uspokoić swój oddech i bijące serce. Udało mi się. Och, całe szczęście, że był pijany, inaczej nie miałabym szans na ucieczkę. Ale co teraz? Gdzie mam pójść? Było już koło 3. Zayn? Och nie, nie mogę. Co jeśli będzie mnie szukał? Teraz już wiedziałam, że wszystkiego można się po nim spodziewać. Nie chciałam narażać Zayn’a, a po za tym to byłoby zbyt oczywiste, gdybym tam poszła. Kiedy już się uspokoiłam ruszyłam przed siebie. Szłam bez celu, myśląc o tym wszystkim co się stało. Nadal nie mogłam uwierzyć do czego posunął się mój chłopak. Przecież ja nic nie zrobiłam, nic, a nic. Tylko jego chora wyobraźnia naplotła o mnie jakiś bzdur. Uniosłam dłoń, aby sprawdzić jak ma się mój policzek. Nadal bardzo bolał. Za każdym razem kiedy go dotykałam uwalniały się moje łzy. Gdzie mogłam pójść? Nie miałam przyjaciół poza Zayn’em. Nie miałam tu nikogo zaufanego oprócz niego i.. Jace’a. Sama nie wiedziałam co zrobić. Zayn na pewno się martwi. Och, ale bałam się o niego. Co jeśli Jace by coś mu zrobił? Wiem jak bardzo go nienawidzi, a po tym co.. zrobił mi, wiem, że jest zdolny do wszystkiego. Otarłam łzy ręką i skręciłam na przejście dla pieszych. Pomyślałam, ze może pójdę do parku. Posiedzę tam, zaczekam do rana i przemyślę to wszystko. Później zastanowię się co dalej. Pewnie zmarzłabym, ale wtedy to prawie mnie nie obchodziło. Nagle usłyszałam pisk opon i oślepiające mnie światła, a po chwili uderzenie. Upadłam, znowu. Chciałam otworzyć oczy, ale lampy samochodu przyświecały mi prosto w ślepia, tak samochodu, a czego innego, skoro leżę na ulicy. Kurwa leżę na ulicy!
- Co jest do cholery?! –usłyszałam jakiś głos. To Jace? Och. Zaczęłam szybko zbierać się z jezdni, ale miałam zbyt mało siły, nogi jak z waty, a moje ręce niemiłosiernie się trzęsły. Otworzyłam oczy.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Chcesz się zabić idiotko?!
- Hej, nie widziałam twojego samochodu i nie chciałam się zabić! –odburknęłam ostro, kiedy już w końcu odzyskałam zmysły, po czym złapałam się za brzuch, gdyż odczuwałam tam dość mocny ból. – Poza tym, nie masz prawa wyzywać mnie od idiotek, sam lepiej patrz przed siebie i wydaje mi się, że jechałeś trochę za szybko jak na ten teren. –dodałam krzywiąc się.  
- Dobra, przepraszam.
- Boże, przepraszasz mnie za to, że prawie mnie potrąciłeś?
- Nic ci nie jest? – zapytał ignorując moje pytanie i wszedł w światło latarni, tak, że mogłam zobaczyć jego twarz i sylwetkę, a po chwili znalazł się obok mnie i wyciągnął do mnie rękę. Uniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz. Miał intensywne, piękne niebieskie oczy. Były wprost hipnotyzujące. Złapałam jego rękę i z jego pomocą wstałam z jezdni. Trochę trzęsły mi się nogi, ale to chyba normalne, do tego ten ból brzucha. Jego dłoń była przyjemnie ciepła w porównaniu do moich rąk, zmarzniętych i roztrzęsionych. Był wysoki. Sięgałam mu niemal do ramienia.
- Na pewno wszystko okej? Nie wyglądasz najlepiej. –oznajmił marszcząc czoło. - Uderzyłaś się w głowę? Skąd ta blizna na policzku? – zapytał uważnie mi się przyglądając. O nie.
- Nie uderzyłam się w głowę, po prostu przewróciłam się dzisiaj na schodach. –odpowiedziałam szybko trochę zmieszana jego dociekliwymi pytaniami. –Musze już iść. Trochę się śpieszę.
- Podwieźć cię gdzieś?
- Nie, nie trzeba. –oznajmiłam i w końcu przeszłam na drugą stronę ulicy, nie odwracając się już za siebie. Co to było? O mój Boże, prawie potrąciło mnie auto. Z tą myślą dziwnie zakręciło mi się w głowie. Za dużo złych rzeczy jak na jeden dzień, o wiele za dużo. Zaczęło mi się mienić przed oczami, a wszystko wokół zaczęło wirować. Co się dzieje? Po chwili szum w uszach i usuwający się spod nóg grunt.

 __________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Tadam mamy 2 rozdział, z małym opóźnieniem, ale jest :D Może na razie nudy, ale dopiero się rozkręcam hah xd No tak czy tak, czekam na wasze opinie w postaci komentarzy. Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie was tu coraz więcej :)
I oczywiście kto chce być informowyny wystrczy dodać się do obserwatorów lub dopiska w kom. (jeśli jesz wcześniej dopisaliście swoją nazwę nie dopisujcie, bo się pogubię :D) 
kolejny powinien pojawić się nieługo ♥



czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 1

Był cudowny dzień. Nie mogłam spać już dłużej, bo słońce prawie mnie oślepiało wpadając przez duże okno na wprost łóżka. Odwróciłam się. Jace jeszcze spał. Tak, mieszkałam z nim. Już od jakiegoś czasu. Nie miałam swojego własnego mieszkania. Na początku kiedy się tu przenieśliśmy dzieliłam dom z Zayn’em. Do póki nie pojawił się on. Wysunęłam się delikatnie spod kołdry, aby go nie obudzić, choć dobrze wiedziałam, że ma bardzo głęboki sen i udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam sobie trochę wody, aby zaspokoić swoje pragnienie, po całej nocy. Wyjrzałam przez okno. Mimo wczesnej pory, po ulicy przechadzało się już mnóstwo ludzi.  Stwierdziłam, że nie ma co marnować dnia i pora się ubrać. Założyłam krótkie, dżinsowe szorty i kremową koszulkę, a włosy spięłam w kucyk. Jeszcze delikatny makijaż i gotowe. Miałam wyjątkowo dobry humor. Może to dlatego, że Zayn miał wrócić. Nie widziałam się z nim od 2 tygodni. Wyjechał do Bradford, aby odwiedzić rodzinę, zrobić im niespodziankę i odpocząć też trochę od codzienności. To na pewno dobrze mu zrobiło. Nagle usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Zerwałam się, przez niespodziewany dźwięk i zaczęłam go szukać. Nie zajęło mi to dużo czasu, gdyż dokładnie pamiętałam, że nie wyciągnęłam go od wczoraj z torebki, którą zostawiłam na wieszaku przy wejściu. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Cześć Zayn. –oznajmiłam wesoło i skierowałam się z powrotem do kuchni.
- Cześć. Dzisiaj o 2. Pamiętasz?
- Jasne, że pamiętam. Nie mogę się już doczekać żeby cię zobaczyć. –Stęskniłam się za nim. Choć to tylko 2 tygodnie, to brakowało mi go. Usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam się i ujrzałam Jace’a. Miał skwaszoną minę, jakby spotkało go coś niemiłego. –Słuchaj, musze już kończyć. Do zobaczenia. –powiedziałam i rozłączyłam się.
- Znowu z nim rozmawiałaś?
- On ma imię, a poza tym nie rozmawiałam z nim od 2 tygodni.
- Boże wytrzymałaś tyle? Nie wierzę.
- Oszczędź sobie. –oznajmiłam sucho.
- Nie podoba mi się twój ton.
- Słucham? Jace naprawdę nie mam ochoty na kłótnię. Mam wyjątkowo dobry dzień, proszę nie psuj mi tego.
Odłożyłam pustą szklankę do zlewu i skierowałam się do małego salonu, on za mną. Usiadłam na kanapie i podniosłam gazetę, która leżała na stoliku.
- To dla niego się tak wystroiłaś?
- Proszę cię, przestań.
- Robisz to specjalnie. – spojrzałam na niego. Jego twarz była beznamiętna, a oczy wypełnione gniewem. Nie, to znowu skończy się kłótnią.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Wiesz, że go nie lubię, dlatego się z nim spotykasz. Robisz mi na złość. –jego głos stał się bardziej surowy.
- Spotykam się z nim, bo jest moim przyjacielem. –oznajmiłam spokojnie starając się go udobruchać.
- Nie kłam do cholery! –krzyknął, a jego głos rozniósł się po całym mieszkaniu uderzając głośno w moje uszy.
- Ta rozmowa nie ma sensu. –wstałam i skierowałam się do przedpokoju. Założyłam trampki i przerzuciłam przez ramie torebkę. Chciałam już wyjść, ale poczułam mocne pociągnięcie za nadgarstek.
- Gdzie idziesz? – jego głos był przepełniony groźbą. –Nie skończyliśmy rozmowy.
Moje serce waliło jak szalone. Bałam się. Po raz kolejny się go bałam. Nie mogłam powstrzymać łez, które zaczęły napływać mi do oczu. Dlaczego on taki jest? Co ja mu zrobiłam?
- Gdzie kurwa idziesz?! – milczałam patrząc w podłogę.
- Nie masz prawa rozliczać mnie z tego gdzie chodzę. –oznajmiłam po chwili. W mieszkaniu było bardzo cicho, jedyne co było słychać to jego okropnie głośny oddech i moje bijące serce.
- Jesteś zwykłą dziwką słyszysz! – i w tym momencie poczułam przeszywający i niespodziewany ból na moim policzku, który zwalił mnie z nóg. Przez chwilę byłam oszołomiona, nie wiedziałam co się stało. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Uderzył mnie. Podniosłam się lekko do pozycji siedzącej i wyciągnęłam rękę, aby dotknąć mojego pulsującego bólem policzka. Zaczęłam bezgłośnie płakać i po mojej twarzy zaczęły spływać łzy. Rozczarowanie, strach, ból, to wszystko siedziało teraz w mojej głowie. W końcu odważyłam się podnieść swoją dotychczas spuszczoną głowę. Mój wzrok powędrował na twarz Jace’a. Stał i patrzył na mnie swoim rozwścieczonym wzrokiem. W tym momencie kompletnie nie wiedziałam co robić. Uciekać, czy zostać? Byłam totalnie zdezorientowana. Nagle zobaczyłam przed sobą jego wyciągniętą dłoń. Spojrzałam na niego ponownie. Jego twarz złagodniała, a jego oczy wróciły do swojego normalnego stanu. Zawahałam się, ale w końcu złapałam jego dłoń, a on pomógł mi wstać. Miałam opuszczoną głowę, a po chwili poczułam jego dłoń na moim zbitym i okropnie obolałym policzku. Syknęłam cicho z bólu.
- Cii, nic ci nie będzie, zaraz to opatrzę. –oznajmił łagodnym i ściszonym głosem, głaskając mój policzek. Złapał mocno moją rękę i pociągnął za sobą z powrotem do kuchni.
- Siadaj. –powiedział wskazując rękę na stojące w rogu krzesło, a ja posłusznie spełniłam jego prośbę, będąc nadal w stanie oszołomienia. Splotłam palce na swoich kolanach i wpatrywałam się w nie, jakby były czymś interesującym, ale to dla tego, że nie chciałam na niego spojrzeć. Po chwili zobaczyłam go przed sobą. Trzymał w ręce wodę utlenioną i jakąś gazę. Przykucnął i złapał moją brodę zmuszając mnie do podniesienia wzroku.
- Cóż, chyba dzisiaj już nigdzie nie pójdziesz. –oznajmił udając skruchę i położył swoją dłoń na moim nagim udzie. Od razu zepchnęłam jego rękę.
- Bądź grzeczna. Dobrze ci radzę.
- Jesteś zwykłym skurwielem. Nie wiem, jak mogłam ci zaufać. – nie mam pojęcia skąd nagle wzięło się u mnie tyle dowagi. Jednak od razu pożałowałam tych słów. Zaczął się głośno śmiać, a po chwili jego twarz całkiem spoważniała. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mocno, podnosząc mnie do pozycji stojącej. Zaczęłam się wyrywać, niestety na próżno. Jego dłoń była zaciśnięta zbyt mocno wokół mojej. Złapał mnie za ramiona i popchnął z całych sił, tak, że uderzyłam w stojącą za mną komódkę, strącając z niej wszystkie ozdobne naczynia.
- Licz się ze słowami. –powiedział szorstko i zaczął kierować się w moją stronę. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Co on mi zrobi? Proszę, błagam, niech da mi spokój. Proszę. Moje serce prawie wyskakiwało z piersi. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Jace od  razu zatrzymał się w połowie drogi i do mnie i wrócił z powrotem do stołu, gdzie leżała moja komórka. Podniósł ją i spojrzał na wyświetlacz, a po chwili uniósł ją, abym mogła zobaczyć kto dzwoni. Och, nie Zayn. Dlaczego zadzwonił teraz? Czego chciał? Wiedziałam, że to tylko jeszcze bardziej rozwścieczy Jace’a. Podniósł swoją rękę jeszcze wyżej i gwałtownie opuścił ją na dół, upuszczając mój telefon na podłogę z głośnym hukiem. Nic już nie mówił, tylko znów powolnym krokiem zaczął zbliżać się do mnie. Opuściłam głowę i zamknęłam oczy, zanim znów zaczęłam powtarzać swoją mantrę. „Proszę, błagam, niech da mi spokój”.
Nagle po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Och, dzięki Bogu. Jace znieruchomiał, a po chwili spojrzał na swój zegarek.
- Kurwa. –przeklął pod nosem. –Do pokoju. –zwrócił się do mnie cichym, ale groźnym głosem, ale ja kompletnie na to nie zareagowałam. Mój mózg nagle się wyłączył. Jego słowa tylko się ode mnie odbiły.  Podniósł mój telefon z podłogi, podszedł do mnie, złapał mnie kurczowo za łokieć i skierował się ze mną do sypialni. 
- Spróbuj tylko pisnąć, a pożałujesz tego szybciej niż myślisz. –w jego głosie rozbrzmiała groźba. Rzucił mój telefon w moją stronę, zabrał kluczyk i zamknął drzwi od swojej strony zostawiając mnie tam samą. Nie potrafiłam już zatrzymywać moich łez. Zatkałam swoje usta ręką i zaczęłam płakać. Dopiero po chwili zauważyłam, że mam pokaleczone ręce od rozbitych naczyń, ale ten ból fizyczny, nie był porównywalny do tego, co czułam w środku. Jak mogłam mu zaufać? Dlaczego mu wybaczyłam, kiedy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę? Tak to już się kiedyś zdarzyło, ale tłumaczył się, że miał ciężki dzień, że poniosły go nerwy, a ja naiwna idiotka uwierzyłam. Byłam za bardzo wpatrzona w niego. Co ja do kurwy nędzy w nim widziałam?
Usiadłam na skraju łóżka i schowałam swoją twarz w pokrwawionych dłoniach. Do moich uszu dobiegł odgłos rozmowy.
- Jace, a gdzie Sara? Myślałam, że jest o tej porze w domu.– o nie.
- Wyszła spotkać się z przyjaciółkami, mamo.  Zapomniałem jej powiedzieć, że przyjdziesz. –odpowiedział zbyt słodkim głosem. Jak on może tak kłamać własnej matce? Ale z resztą, który facet przyznałby się do czegoś takiego.

Podniosłam swoją głowę i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, które stało naprzeciwko łóżka. Wstałam i podeszłam bliżej. Położyłam swoją rękę na policzku, który był prawie siwy od mocnego uderzenia. Och, co on mi zrobił. Co ja teraz zrobię. W lustrzanym odbiciu zauważyłam leżący na dywanie telefon. Pochyliłam się i podniosłam go. Rozbity wyświetlacz i ledwo trzymająca się obudowa. Tyle pozostało z mojej komórki. Na marne próbowałam ją uruchomić. Znów wydobył się ze mnie stłumiony szloch. Upadłam na łóżko tuląc do siebie moją poduszkę. Co teraz będzie? Co jeśli znów coś mi zrobi. Tak bardzo się bałam. Chciałam, aby to był tylko zły sen, jednak to była okrutna prawda. A Zayn? Na pewno się martwi. Chciałbym z nim teraz porozmawiać, on by mnie pocieszył. Och, tak bardzo chciałbym wtulić się w jego ramiona i wypłakać się w jego szyję, ale jestem uwięziona. Uwięziona we własnym mieszkaniu. A za drzwiami stoi mężczyzna, który chce zrobić mi krzywdę.

_____________________________________________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Tak, oto pierwszy rozdział :D Mam nadzieję, że nie przynudzam. Oczywiscie czekam na wasze opinie. Jeśli chcecie być informowani na tt, to dopiszcie swoją nazwę w komentarzu lub dodajcie się do obserwatorów :) Aha i być może zastanawiacie się gdzie Niall, więc od razu mówię, że pojawi się w następnym rozdziale :)
To chyba tyle :)
Kolejny rodział pojawi się za kilka dni. xx